Kolejna porcja przemyśleń

Dzieją się super rzeczy, tak super, że to aż źle. Dlaczego źle? Dlaczego super? Wszystkiego dowiecie się w dzisiejszym odcinku, przez nikogo nieczytanego bloga, który służy sam już nie wiem czemu i sam już nie wiem po co. Zapraszam w niesamowitą podróż.


Po pierwsze chciałbym przeprosić za ostatni wpis. Nie jest mi źle, z tym że go napisałem, tak jakoś czułem, ale jak go czytam to rozumiem, że to straszne gówno. Nie bierzcie mnie proszę za jakiegoś odklejonego przychlasta, bo tylko czasami nim jestem.


Najpierw, co u mnie? Treningi i praca oraz jak zawsze duża porcja dawania dupy. Mimo wszystko wciąż idę dalej, nie poddaję się i ja pierdolę jak ja wyglądam! Jak misiek, szeroki się zrobiłem, ramiona mi się duże zrobiły, postura mi się zmieniła — już nie wyglądam jak jakiś informatyk z 20-letnim stażem. Nie pisałem wam nigdy, a może tak, nie wiem sam tego gówna nie czytam. Wyjebałem fotel od komputera i teraz jak chcę sobie poklikać to muszę siedzieć po turecku na ziemi, a mój monitor jest wysoko, tak wysoko, że muszę siedzieć wyprostowany — w jeden miesiąc odczuwam zmianę postury, chociaż wcale dużo nie siedzę przed komputerem. 


Czuję się dużo bardziej pewien siebie, ale nie w ten zjebany sposób, kiedy myślę, że jestem lepszy od innych. Czuję się silny, ale też wiem, że umiem dbać o innych i im pomagać. Co się teraz dzieje? Ludzie sami przychodzą do mnie pogadać, pytają jak to zrobiłem, jak osiągnąłem to co mam, jak to robię, że ciągle jestem szczęśliwy, jak i jak. A ja chętnie się z nimi dzielę, słucham ich... serio jak jakiś ksiądz albo coś, bo sam nie wiem. Każdemu mówię dosłownie to samo: Twoje szczęście zależy tylko i wyłącznie od ciebie, nieważne ile gówna w życiu przeżyłeś, nieważne ile gówna jeszcze przeżyjesz ty jesteś odpowiedzialny za swoje szczęście, i o zgrozo: wymaga to w chuj pracy, a szczególnie nad sobą. Osiągnięcie jednak chociaż ułamka tego szczęścia jest warte każdej pracy. 


Kolejną rzeczą jest to, że kiedy człowiek staje się silny, wychodzi z tych wszystkich depresji, bycia grubasem itd. To nagle okazuje się, że ci ludzie, których miało się wcześniej za silnych i pięknych wcale nie są ani silni, ani piękni. Ludzie, których wcześniej się bałem, ulegałem im, uważałem ich za jakiś rodzaj nad-ludzi, teraz nie tylko ulegają mi, ale w moich oczach przestali być już tacy wspaniali. Przestało mieć dla mnie sens porównywanie się z kimś, kto był dla mnie nieosiągalnym celem jeszcze rok temu. WoW! Jak potężna jest to zmiana! Kobiety, o których wcześniej ledwo mogłem śnić teraz same flirtują ze mną, a ja co? Nawet mnie to nie rusza, bo przestały być dla mnie aż tak piękne i cudowne. Co ciekawe...


Odcięcie się od porno i wytrzymanie tego tak długo zmieniło w moim mózgu wiele priorytetów. Kiedyś dla interesująca kobieta dla mnie musiała być wręcz oczojebnie seksowna i szczerze mówiąc gówno mnie wszystko inne obchodziło. Prowadziło to do dziwnego paradoksu, kiedy tylko takie kobiety były dla mnie atrakcyjne, ale przy okazji leżały gdzieś na Chochomoludzne osiągalności — były nieosiągalne. Teraz atrakcyjna kobieta jest po prostu dobrym człowiekiem, kimś z kim chciałbym spędzać czas, kimś fajnym, dobrymi mającym poukładane w głowie — o Jezu jak mnie kręcą laski, z kręgosłupem moralnym, sensownym prowadzeniem się i zdolnością do konwersacji! Wszystkie seksowne sztuki znormalniały, spadły z Mount Everestu do... nie wiem Częstochowy XD I mam wrażenie, że na tym rynku matrymonialnym teraz to ja jestem seksownym kąskiem, chociaż wciąż trzymam rączki przy sobie. To kolejny temat... 


Wstrzemięźliwość seksualna u mężczyzn często postrzegana jest na granicy porażenia mózgowego, słabości czy nieudolności. Są panowie, którzy muszą się powstrzymywać ze względu na wiele swoich cech, na przykład bycie ulanym wstydziochem. Robienie, a raczej nie robienie tego z własnego wyboru, mając przy okazji dużo okazji to już inna para kaloszy, mimo wszystko mówię o tym głośno, że obecnie żyję w celibacie — śmieszy mnie reakcja ludzi, traktują to jak coś żałosnego. Śmieją się ze mnie, albo patrzą na mnie jakbym był serio niepełnosprawny. Nie macie pojęcia jak uwielbiam być wyśmiewany, to daje mi jeszcze większą motywację. Ale jaki to ma na mnie wpływ? Produkuję tony testosteronu i często bardzo często jestem totalnie wkurwiony, czasami jak mnie ktoś rozdrażni dostaję prawie białej gorączki. Wspaniałe jest to, że wtedy mam okazję pracować ze swoimi emocjami. Bardzo dużo mnie to nauczyło, bardzo, bardzo dużo. Mam coraz mniej ochotę na zwykłe ruchanie, tudzież jebanie, a coraz większy sens ma dla mnie stworzenie zdrowego emocjonalnego związku z kimś. Gdybyście tylko mogli zrozumieć jak wielka jest to dla mnie przemiana. Podoba mi się to, czuję, że takie myślenie jest zdrowe, bo w jakiś sposób automatycznie jest ono obustronnym szacunkiem, zarówno dla mnie jak i dla kogoś z kim chciałbym stworzyć związek, nawet jeśli miałby to być związek oparty tylko na seksie.


Wiem, że większość, rzeczy, o których tutaj piszę to są rzeczy, dla wielu osób oczywiste, jednak wierzcie mi lub nie — dla mnie nie były, i dla bardzo wielu facetów nie są. 


Mimo wszystko są też "negatywne" efekty tego wszystkiego — pierwsze i najważniejsze jest to, że mam wrażenie, że trochę unieszczęśliwiam ludzi z mojego otoczenia. Kompresując wszystko w postać prostego zdania: Kiedyś byłem takim nieszczęśliwym ulańcem, który mimo wszystko miał trochę przyjaciół w swoim kręgu, ale też miał pewne miejsce gdzieś tam w ich świadomości, jako niewinny, zagubiony grubasek, trochę nieszczęśliwy, ale także wart kochania. To było dla nich fajne i bezpieczne, no ale w wielu kategoriach byłem od nich gorszy, co było normalne. Dzisiaj mam wrażenie, że niektórzy tracą do mnie zaufanie, przestaje im się podobać, że wyrwałem się z tego miejsca w bombonierce, zmieniam gdzieś pozycje, bo wcale nie jestem już ani słaby, ani smutny, ani ulany. Staję się silniejszy, a z każdym dniem widocznie lepszy. Niektórzy nie potrafią się w tym odnaleźć i automatycznie, jako standardowa ludzka cecha, włącza się strach przed nieznanym. Trochę się boję, że stracę kilku dobrych przyjaciół, albo mój układ towarzyski się zmieni. Mimo wszystko, jeśli tak będzie, będzie to czysto ich decyzja, na którą nie mam i nigdy nie będę miał wpływu. 


Po drugie, lekko się gubię w tych wszystkich zaproszeniach, chęciach pobycia ze mną itd. Nie chcę nikogo ranić, smucić itd. Gdzieś w pewnym momencie ludzie zaczynają lgnąć do ciebie jak muchy do gówna. Stajesz się takim popularnym gościem z liceum jak w Amerykańskich filmach. Taka przemiana z nerda w chada. Nic co robię nigdy nie było z założenia wymierzone w stawanie się chadem w oczach innych, zwyczajnie codziennie staram się być lepszą wersją siebie, w najprostszy na świecie sposób. Już teraz mam problem z logistyką spotkań z innymi, czasami nie mam czasu, żeby z kimś pobyć itd. Nawet dziewczyny, które były dla mnie totalną nieosiągalnością chcą jakichś małych głupich przysług. Wiecie, o co chodzi? Która laska 10/10 chce jakichś głupich przysług od krzywonogiego nerda? A ja naprawdę cholernie lubię być sam, iść zrobić trening, iść na spacer, lubię, bardzo lubię jak wszyscy się ode mnie odpierdalają, i to jest brane ostatnio nawet za zarozumiałość XD Co lepsze, kiedy serio nie masz czasu, i odmawiasz jakiejś lasce to zdaje się działać na nią jak afrodyzjak. Nie jestem głupi wiem, że tak jest, olewanie lasek drogą do sukcesu, ale ja nie chcę nikogo olewać ani stosować jakichś żałosnych psychologicznych sztuczek z YT. Czasami mam ochotę stanąć na stole i wrzasnąć: "Proszę wszystkich o uwagę!". Poczekać aż wszyscy zamkną mordy i powiedzieć: "Wszyscy jesteście zajebistymi ludźmi, nieważne co o sobie myślicie, ale nauczcie się żyć swoim życiem kurwa, bo mam was dość czasami. Dziękuję.". Serio to raczej nie mój problem to wszystko, ale jakoś tak drażni to trochę pewne strefy mnie. 


Idę nakurwiać trening, kocham was <3