Dobre kłamstwo

Kiedyś czytałem sobie przypadkowe cytaty i natknąłem się na właśnie ten jeden: "Dobre kłamstwo jest jak magiczne zaklęcie". Wtedy jeszcze filozoficznie lawirowałem gdzieś zawieszony pomiędzy tym co dobre a tym co złe więc nie specjalnie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Co mnie jeszcze jednak całkowicie zbiło z pantałyku to sam autor tego cytatu: Adolf Hitler. Ten, którego imienia nie wolno wymawiać. Wtedy pomyślałem sobie jak strasznie byłem głupi, rozważając sens tego cytatu, bo już za samo autorstwo można przypisać mu przebywanie po całkowicie mrocznej stronie mocy. 

Dzisiaj myślę zupełnie inaczej.

Mój przyjaciel, którego imienia nie będę tutaj podawał, bo nie wiem, czy sobie tego życzy, to człowiek, który nigdy nie kłamie. Szanuję to, chociaż sam taki nie jestem, bo ja się nakłamałem i to nieźle. Czy jest mu z tym dobrze? Nie jest ani szczęśliwy, ani nie ma super wielu przyjaciół, nie jest jakiś super zdrowy, najmądrzejszy, najlepiej wykształcony — właściwie to ta cecha jest u niego cechą honorową, a może zwyczajnie jakimś rodzajem połączenia braku wyobraźni z właśnie niesamowitą wyobraźnią: Brak mu wyobraźni, żeby wymyślać kłamstwa, ale jest sobie w stanie wyobrazić ile wysiłku trzeba włożyć, żeby kłamstwo utrzymać — w efekcie zwyczajnie kłamanie uznaje on za mało wydajną formę komunikacji. Czy ma racje? 


Mam słabą pamięć do szczegółów, bo najczęściej pamiętam tylko samą historię, ale nie wiem skąd. Czytałem może gdzieś, albo słyszałem gdzieś. Jeden facet opowiadał o tym jak to zrobił, że poznał miłość swojego życia, swoją żonę. Mówił, że zobaczył ją kiedyś w autobusie, ściągnął zegarek z nadgarstka, włożył go do kieszeni, usiadł obok niej i zapytał ją o godzinę. Szalenie romantyczne, prawda? Przeżyli później trzydzieści szczęśliwych lat, wciąż się kochając. Z tym że pierwsze słowa, jakie do niej wymówił były kłamstwem... ba! Kłamstwem była nawet sama potrzeba mówienia do niej, stworzył ją na własne potrzeby, nie była to sytuacja w żaden sposób naturalna, a zwyczajnie zaplanowane działanie. Można powiedzieć, że wszystko, co powiedział do niej później, nawet to najważniejsze w życiu "tak" leży na fundamencie z tego jednego kłamstwa. Magicznego zaklęcia. 


Dzisiaj filozoficznie rozwinąłem się: Przestałem rozumieć świat jako walczące ze sobą siły dobra i zła, przestałem rozumieć chaos jako niepotrzebny i straszny. Nie mam zamiaru analizować żadnego z tych przypadków. Kłamstwo jest dla mnie dowodem istnienia boga w człowieku. W jaki kurwa niby sposób?


Każda energia pozostawia jakiś ślad — każdą reakcję można analizować pod względem akcji, jakie zostały wykonane. Z każdej reakcji można wyciągnąć wnioski na podstawie prostych obliczeń i dowiedzieć się co ją wywołało. Pęd skały poprzez wszechrzecz to przecież efekt zderzenia, które jest efektem grawitacji, która jest efektem wielkiej masy ściśniętej na małej powierzchni, które są efektem, efektu, efektu, efektu tego pierwszego wybuchu, eksplozji energii. Wszystko, co się dzieje ma gdzieś początek. Kto wie, czy czas nie jest efektem tego samego, energii? Wszystko sprowadza się do jednego punktu, pierwszego momentu. 

Kłamstwo zachowując wszystkie te właściwości jest zarazem całkowicie ludzkim wymysłem, jest sposobem zmiany siły ciążenia, naciąganiem materii rzeczywistości. Kłamstwo wynika ze zrozumienia całego ciągu przyczynowo-skutkowego i próbie zmiany go na własną korzyść — a każdy wie, że korzyść to najważniejsza rzecz w życiu człowieka.


Zaczynając to rozumieć zacząłem też rozumieć swoją rolę w tym wszystkim. Nie mówię o swoich kłamstwach, bo one mnie teraz zupełnie nie interesują. Każdy alkoholik kłamie, okłamuje wszystkich, a już najbardziej siebie samego. Szczerze mówiąc to gówno mnie to boli, że kiedykolwiek, kogokolwiek okłamałem. Bolą mnie nieprzemyślane efekty tego, że moje kłamstwa były zwyczajnie bardzo słabe. Nie jestem jednak dumny ze swoich kłamstw.


Mam tutaj jednak przede wszystkim na myśli to, że zawsze bolało mnie, że dawałem się okłamywać — tak jakby ktoś już się domyślił najczęściej chodziło o kobiety. Zawsze miałem im to za złe, i w ogóle jakoś byłem zły na siebie, że byłem taki głupi, na wszechświat, że w on w ogóle na to pozwala. Prawda jest jednak taka, że dawałem się okłamywać, bo tego chciałem. Co? Dawałem się okłamywać, bo zwyczajnie sam tego chciałem.