Napisać nienapisywalne

Wczoraj wydarzyło się coś, czego nie umiem w jakiś sposób do dzisiaj udźwignąć. Piszę to na pewno w emocjach, jestem jakiś taki rozgorączkowany, ciężko mi się skupić, nie jestem jakoś bardziej szczęśliwy niż zwykle, ale na pewno jestem przerażony. Jak zwykle piszę to, żeby sobie poukładać w głowie pewne sprawy, żeby samemu siebie lepiej zrozumieć. Nie wiem, dlaczego, ale ten dziwny rodzaj ekshibicjonizmu pomaga mi w dużym stopniu. Serio! Pisanie tego bloga jest lepsze niż terapia, jak ma się tak dużo spierdolone w głowie jak ja to wypisywanie się o tym i świadomość, że ktoś może to czytać jest bezcenna. Czasami wstyd mi jak cholera, ale z drugiej strony uświadamia mi to, że tak jestem żałosny i muszę z tym żyć, więc będę głośno o tym mówił — być może, aby przyzwyczaić się do swojego rodzaju inwalidztwa. Poza tym nie ma tu żadnego, dosłownie żadnego pieprzonego nadzoru, cenzury, niczego co mogłoby mnie wkurwiać. Jebany rok 1984 jest dzisiaj. Ale ja nie o tym...


Wczoraj wybraliśmy się z Aliyah do Hamburga. Nic specjalnego, zwykła wycieczka... po buty. Tak serio, u nas w mieście ciężko o jakiś dobry sklep, ale Hamburg jest totalnie inną bajką. Tam można kupić wszystko, czego sobie dusza zażyczy. Nie cieszyłem się jak dziecko na taki wyjazd, bo to w końcu tylko cholerny Hamburg i nic specjalnego tam nie ma — ot zwykłe większe miasto. Także poza moją zwyczajową, bezgraniczną radością nie miałem w sobie żadnych specjalnych emocji. 


Nie będę wam pisał sprawozdania jak to było, co się wydarzyło, bo tak serio mówić do pewnego momentu nie wydarzyło się nic wyjątkowego. Tak, wiem o jednym muszę napisać, chodziłem za Aliyah po wszystkich możliwych sklepach i aktywnie brałem udział w zakupach — nie przepadam za tym, ale z nią jakoś tak, łatwiej mi to przychodzi. Nie czuję się jakoś mega źle, z tym że wchodzimy do kolejnego sklepu gdzie nic nie kupimy. Ona wtedy jest szczęśliwa, a mi chyba na niczym innym nie zależy tylko właśnie na tym. Więc i ja jestem szczęśliwy. W sumie to ona kupowała, ja nie wydałem tam ani centa.


Oczywiście w międzyczasie poszliśmy coś zjeść — serio nic specjalnego, jakaś burgerownia, bo oboje uwielbiamy burgery (a kto nie ich nie uwielbia?). No ale było to gdzieś koło południa, a później na dosłownie cały dzień pogrążyliśmy się w tym konsumpcjonistycznym szale. Przeglądaliśmy tysiące produktów wytworzonych przez biedne dzieci z krajów Trzeciego Świata, przyłożyliśmy się do cierpienia i smutku poprzez kupowanie markowych produktów i wybrzydzaliśmy nimi jakbyśmy byli co najmniej z rodziny królewskiej. Cóż, należę do ludzi lubiących jeść burgery patrząc na zdjęcia słodkich krówek cieszących się wolnością — myślę, że nie robię tego ze skurwysyństwa, ale wolę być świadomy swojego spierdolenia. 


Wieczorem jednak, po zachodzie słońca byliśmy zwyczajnie zmęczeni. Tak jak dwoje srających pieniędzmi Europejczyków zmęczonych może być po wyżywaniu się na biednych dzieciach przez cały dzień. Zgubiliśmy się gdzieś w jakiejś naprawdę słabej dzielnicy w Hamburgu. Dookoła było pełno czarnych i arabów, którzy chyba średnio się asymilowali ze społeczeństwem. Jakby tylko chcieli mogliby nas tam zabić, zgwałcić, pobić i śmiać się i pluć na nasze zwłoki — no ale chyba nie chcieli, bo nic nam się nie stało. W końcu natrafiliśmy na jakąś turecką knajpę z kebabem. Na to właśnie miałem ochotę i Aliyah też. Weszliśmy do środka i od razu bardzo miło zaskoczyła nas super miła, ale nie upierdliwa obsługa. Ciężko spodziewać się czegoś tak dobrego w miejscu tak słabo ulokowanym. Usiedliśmy sobie gdzieś na uboczu, trochę dalej od innych ludzi, bo chyba oboje średnio lubimy towarzystwo nieznajomych. 


Pamiętacie wszystko, co pisałem wam o miłości? To trzymajcie się fotela:


Ojciec Aliyah jest turkiem, ale jak była dzieckiem opuścił ją i jej matkę (Niemkę). Nie znam powodów, dla których to zrobił i nigdy o nie nie pytałem — może miał jakieś dobre powody. Tak czasami ma się dobre powody, żeby coś takiego zrobić i nie piję tu do niczego ( ;) ). Absolutnie nie mam zamiaru go oceniać, szczególnie też dlatego, że ona zachowała jakiś tam szczątkowy kontakt do swojego ojca i chyba nigdy tego nie przyzna, ale kocha go. Jej problem jednak całe życie polegał i polega na tym, że ciężko jest się jej odnaleźć jako Niemka wychowana w Niemieckich warunkach, bo tak naprawdę, w sercu, w swojej duszy i w swoich pragnieniach nie jest Niemką. Nie wiem, jak to jest mieć problem z tożsamością narodową, z odnalezieniem się w świecie, do którego się nie pasuje, bo wychowałem się w Polsce jako Polak i na Polskich warunkach. W Aliyha brakuje jednak tej pewności swojego pochodzenia, jej serce jest gorące, tureckie, ale całe wychowanie, całe urzeźbienie jej osobowości jest Niemieckie. Całe życie powodowało to pewien rodzaj konfliktu, bo jakbyście ją zobaczyli, to jaki ma styl, to jaką nosi biżuterie — od razu zrozumielibyście nie-niemieckość jej serca. Odkryłem to w niej bardzo szybko i od samego początku bardzo wspieram jej poszukiwanie siebie, oczywiście nie jest ona w 100% Turczynką co czyni wszystko jeszcze bardziej problematycznym. Jest pewnym unikatem, łączącym wiele cech, wychowana w zapełnionej osobliwymi obcokrajowcami krainie. Przez to wszystko chcę powiedzieć, że ona czuje się w pewien sposób niepełna. Bardzo długo próbowała kompensować ten swój brak poprzez szukanie go na zewnątrz. Jej największa dotychczasowa miłość to jeden Turek. Który moim zdaniem jest ślepym idiotą, który nie potrafi dostrzec w niej piękna. No ale chłopak bardzo widocznie nie ma na nią żadnej ochoty. Z drugiej strony myślę, jednak, że jej miłość do niego jest bardziej próbą kompensacji, drogą poszukiwania siebie niż prawdziwą głęboką miłością. Bo ona sama prawdziwej głębokiej miłości nie rozumie, lub właśnie zaczyna rozumieć. 


Restauracja, w której siedzieliśmy okazała się chyba najlepszą turecką restauracją, w jakiej byłem w życiu. Obsługa, jedzenie, jakość obsługi klienta wykraczały daleko poza totalnie ignoranckie, sztywne niemieckie podejście. Wykraczały też daleko poza polskie cebulactwo. Muszę przyznać, że sam oceniam to miejsce najwyżej jak się tylko da, a ja mam pojęcie o tym co to znaczy restauracja. Byłem bardzo szczerze, bardzo otwarcie i bardzo głośno zachwycony wszystkim, co widzę. Także żywo i wyraziście komplementowałem dosłownie każdy najmniejszy szczegół.


Siedząc tak i nie myśląc właściwie o niczym innym tylko o radości, jaką sprawia mi to miejsce popatrzyłem na Aliyah. Siedziała naprzeciwko mnie i zjadała wzrokiem moją radość. Popatrzyłem jej głęboko w oczy i wiecie co? Pierwszy raz w życiu nie wytrzymałem jej wzroku. Spuściłem wzrok, bo nie byłem w stanie wytrzymać tego co zobaczyłem w jej oczach. To mnie przeraziło, zachwyciło i skołowało do tego stopnia, że zapomniałem gdzie siedzę, co jem i jak jest mi dobrze. Naprzeciwko mnie nie siedziała ta sama osoba, którą znałem, którą poznałem i poznawałem. Nie siedziała tam 19-letnia dziewczyna pełna problemów i kompleksów. Tam siedziała dumna, piękna i niezwykle silna kobieta. Była tak cudowna, że poczułem się niegodny być jej towarzystwem, poczułem się kompletnie bezwartościowy i całkowicie nie na miejscu. To jak wielka, potężna i cudowna miłość promieniowała od niej dosłownie skruszyło mnie i wszystko, czym jestem. Zniszczyła mnie kompletnie, rozbroiła całkowicie wszystkie warstwy ochrony przed miłością, jakie tylko mogłem na siebie kiedykolwiek założyć. To było jak wybuch gwiazdy, jakbym dosłownie siedział tam w pierwszym rzędzie i dostał całą masą gwiazdy na twarz. Rozumiecie to? Nigdy nie widziałem jej takiej jak wczoraj. Nigdy nie widziałem nikogo tak jak ją wczoraj. Czy się zakochałem? Oczywiście, że się zakochałem. Zakochałem się w jednym ułamku sekundy, przepełniła mnie miłość do niej z prędkością większą o prędkości światła. Nie mam pojęcia jak to się stało. Nie mam pojęcia co mam zrobić. Zgubiłem się kompletnie. Do tamtej pory traktowałem to inaczej, ale teraz... teraz się boję. Spędziłem dzisiaj większość czasu w łóżku, a na jej wiadomości odpowiadam niby normalnie, ale wciąż powstrzymuję się, by jej nie napisać za dużo. Nie wiem, co zrobić, taki rozwój wydarzeń kompletnie mi nie pasuje. Całkowicie mi nie pasuje. Przeczekam to może, może mi minie. Nie może być tak, że ja jestem zakochany w niej. Haha! To byłoby ostre przegięcie. No ale nie mam planu co zrobić dalej...


Kocham was mój braku czytelników.