Co ja odpierdalam?

Mój kochany braku czytelników, musimy się poważnie zastanowić co ja odpierdalam, bo ja już sam nie wiem. Oto jak wygląda sytuacja:


Dość dawno temu zrezygnowałem kompletnie z oglądania pornosów i wszedłem na dietę — wszystko na raz. To wymagało niesłychanej jak na mnie cierpliwości i wytrzymałości. Nie było łatwo, ale przetrwałem, z tym że teraz obecnie wcale nie jest koniec. Brakuje mi jakichś 10 kilo do zrzucenia, a co do pornosów to będzie mnie pewnie do końca życia trzymało. Uwierzcie mi jednak lub nie ale siła woli to coś, czego ma się zapasy, to znaczy, że nie można walczyć ze sobą w nieskończoność — kiedyś w końcu wyczerpuje wam się siła woli (tak to udowodnione naukowo jakbyście się chcieli przypierdalać, ale szukajcie sobie źródeł sami). Nie wiem, czy wiecie, ale ograniczanie dwóch najbardziej uzależniających rzeczy w życiu mężczyzny na raz, wymaga jakiejś gargantuicznej ilości siły woli. Prawdę mówiąc, to nie wiem skąd ja biorę tę siłę. Serio sam sobie się dziwię, że udało mi się tyle wytrzymać. Bardzo, ale to bardzo motywuje mnie miłość do wszystkiego — no ale wiecie, ja jestem sceptykiem więc wciąż podważam swoje własne zdanie na temat wszechświata, więc ta miłość do wszystkiego też taka czasami wymuszona jest. No ale dobra, mimo wszystko, wciąż jakoś daję radę. Jest ciężko. Nie marudzę, ale stwierdzam fakt. Jest kurwa bardzo ciężko. To codzienna walka, jestem głodny, mam ochotę na cipki w internecie, a później jestem głodny i mam jeszcze większą ochotę na cipki w internecie. 


Powiedzmy, że jesteśmy na 11% wielkiego planu. Wszystko, o czym wyżej napisałem zalicza się właśnie do tego planu. Wcale nie jest tak, że mam się zamiar zatrzymać jak schudnę, albo jak stwierdzę, że mi już porno niepotrzebne... nie to dopiero początek. Przez cały czas ma być tak ciężko jak jest. Mam zamiar walczyć aż do samego końca, już dawno przekroczyłem swoje limity — to znaczy, że mam jakieś nowe. Tylko gdzie? Muszę to wiedzieć. Mam nadzieję, że rozumiecie ile wysiłku wkładam w to, żeby się naprawić. To oczywiście nie są tylko te rzeczy, bo bardzo, ale to bardzo staram się nikogo nie krzywdzić. Nie staram się naprawić krzywd, które wyrządziłem, ani przepraszać, bo nie mam na to ani siły, ani zdolności, ani odwagi, ale staram się nie czynić nowych szkód. Może kiedyś w przyszłości uda mi się coś naprawić co zepsułem, ale wiem, że teraz nie miałbym na to w ogóle siły, ani odwagi. I to jest ok, to jest ok.


No i pojawia się Aliyah. Nie zrozumcie mnie źle, ona mnie na pewno nie kocha, w sensie pewnie mnie uwielbia, spędza ze mną dużo czasu, pewnie ma z tego dużo korzyści, bo powiedzmy, że może trochę nadrabiam jej to, czego nie zrobił dla niej ojciec. Naprawdę bardzo się starałem i wciąż staram w żaden sposób tego nie spierdolić. Nie chcę ani jej skrzywdzić, ani w sobie rozkochać. Żadnej z tych rzeczy nie chcę. To nie było ani przez moment seksualne, romantyczne ani nic z tych rzeczy. Do wczoraj. Do wczoraj, kurwa. Widziałem w niej dziecko, kogoś, kim trzeba się opiekować, ale wczoraj zobaczyłem w niej kobietę. Piękną, silną, cudowną, mądrą i cholernie, ale to cholernie inteligentną kobietę. Wcale nie chciałem tego widzieć, nie chciałem, żeby tak się stało. Wciąż nie chcę, żeby to się działo. To było jakby mi ktoś przyjebał najpierw w mostek, a potem w jaja. I przez to ona zyskała zbyt wiele władzy. Ja się cieszę, że ona mnie nie kocha. Cieszę się, bo jakby mnie kochała to byłbym zgubiony. Bardzo zgubiony, bo nie oparłbym się jej. Nie miałbym tej siły. Domyślam się, że jakaś część z was myśli sobie: dlaczego nie? Dlaczego nie chcesz pozwolić sobie na szczęście? I inne pierdolenie. 


Odpowiem wam.


Po pierwsze nie jestem gotowy na żadne romantyczne związki. Jestem zbyt niedojrzały (co chyba umiecie sami zobaczyć jak czytacie tego bloga) i bardzo boli mnie, że do tej pory skrzywdziłem tyle osób. 

Po drugie gubię się jeśli wchodzę na grunt uczuć, zawsze się gubiłem, zawsze też okłamywałem siebie i cały świat, że wiem co robię, ale nie wiem. Nie wiem teraz też co mam z tym zrobić, z tymi uczuciami co są we mnie. Nie umiem sobie radzić z takimi rzeczami. 

Po trzecie, boję się, że mogłoby się okazać, że ona jednak coś do mnie czuje. To byłaby już kompletna katastrofa, bo chyba bym tego nie wytrzymał. Nie czuję się godny czegoś takiego. Śmiejecie się? Naprawdę nie czuję się na tyle wartościowym człowiekiem. 

Po czwarte. Już tak bardziej pragmatycznie. Ona ma dziewiętnaście lat! Jest między nami przepaść... rów mariański, a ja jestem tylko samcem i jestem tego świadom. Myślicie, że odpierdala mi na myśl o jędrnych 19-letnich cyckach? Nie jest tak. Odpierdala mi, bo nie widzę w tym argumencie sensu... 

Po piąte: Wcale nie uważam, że takie uczucia czynią człowieka szczęśliwym. Wiem, zaskoczenie dla was, ale nie uważam, żeby właśnie to, zamiast mojej ciężkiej drogi do przebycia, mogło mnie uszczęśliwić. Nie mówię tu o czarnych scenariuszach... właściwie to sam nie wiem, o czym mówię...


Podsumowując wszystkie, bardzo silne, bardzo logiczne argumenty muszę w końcu zrozumieć, że to wcale nie jest dobry pomysł. Muszę się skupić na tym, żeby zapomnieć o tym temacie. 


Wiecie, że ona jutro napisze do mnie z pytaniem, czy się spotkamy? Bo ja wiem. W piątek zaczynam nową pracę i być może to pozwoli mi przestać myśleć o niej.