Clickbaitowy tytuł wpisu

Codziennie budzisz się w więzieniu własnego umysłu. Codziennie szukasz drogi ucieczki, jakiegoś wyjścia. Czytałeś o tylu filozofiach, tylu możliwościach, sposobach myślenia. Próbowałeś już wszystkich możliwych opcji. Nic jednak nie jest w stanie przeczyć entropii, zasadzie zachowania energii, drugiemu prawu termodynamiki, nic nie jest w stanie pokonać złotego podziału ani zasady Pareto. Tak cholernie mocno wierzę, że uda mi się przedostać na wyższy poziom energetyczny, jak proton. W głowie gra ci melodia Pixies, gdzie jest mój umysł? Może po prostu wszystko dzieje się zbyt wolno: Myślisz o czasie, że może przeżywasz go jakoś inaczej, może zwyczajnie brakuje ci do wszystkiego cierpliwości? Może jednak warto sprowadzić wszystko do hormonów, pór roku, do wstającego i idącego spać codziennie słońca. Może to wszystko jest jedynie brakiem odpowiedniej ilości dopaminy i serotoniny? A może cholerny Freud miał racje? Dzieciństwo spierdoliło ci całe życie? No ale przecież nie było tak strasznie, no ale przecież inni jakoś z tym żyją. Chciałbyś umieć wnikać w umysły innych ludzi. Chciałbyś umieć te swobodne myśli pleść w jakieś sensowne warkocze. No i do jasnej cholery, gdzie w tym wszystkim jest ten cały Bóg? Na dworze jest szaro jak cholera, zmęczone miasto nie powoduje już u nikogo radości, wszędzie czai się zło, a szczególnie w tobie w środku. Zastanawiasz się: Czy naprawdę urodziliśmy się, żeby tak bez przerwy cierpieć? Dlaczego w mediach widzę ciągle te uśmiechnięte, opalone, wysmarowane złotymi olejkami gęby? Po co mi to wszystko. Robisz dosłownie wszystko, żeby się jakoś wyróżniać, żeby inni myśleli, że należysz właśnie do nich, do nich... do bogów życia. O ironio! O pierdolona ironio! Kolejny zjeb nagrywa filmiki o tym jak mu zajebiście wyszło, jak świetnie czuje się we własnej skórze, jak kochają go inni za to kim jest i co robi. A ty co robisz? Za co kochają ciebie inni? Lepiej przemilczeć odpowiedzi na wszystkie te pytania, bo każda z nich jest taka smutna. Więc wybierasz samotność, ale tak naprawdę czy miałeś jakiś wybór? Może lepiej napisać: Zostałeś skazany na samotność, bo świat zawsze jest taki trochę nie taki. Zawsze gdzieś jest czegoś za mało lub za dużo. Wszystko jest kurwa nie tak! Chcesz zamienić się w emocjonalną skałę, w kryptę uczuć, przestać istnieć na tej warstwie. Jak jakiś mroczny rycerz, albo inny cowboy z amerykańskich filmów. Jesteś jednak zbyt cipkowaty, zbyt słaby, żeby utrzymać taki mrok w ryzach, masz zbyt wiele miękkich cech. 

Twoje życie ciężko opisać jako linię podróżującą z punktu w czasie A do punktu w czasie B. Tak jakby pomiędzy wtedy i teraz nie dało się przeciągnąć nici. To bardziej przypomina kleksy z atramentu na papierze czasu. Bywają momenty tak intensywne, kiedy istniejesz tak mocno lub nie ma cię wcale. Bywają chwile tak dobre, że aż ci ciebie żal jakim frajerem jesteś, że wierzyłeś, że to będzie trwać. Bywają momenty tak słabe, że cieszysz się, że jeszcze żyjesz. Jeszcze żyjesz. Zastanawiasz się, jaka siła zmusza cię jeszcze do brania kolejnego oddechu, ale tylko w nocy. W ciągu dnia jesteś "aktywny", wykonujesz zadania, punkty harmonogramu, a czasami też pierdolisz to i nie robisz nic. Jak można być takim chciwym chujem i ciągle pracować? Jak można nie pozwalać sobie na odrobinę odpoczynku? Z drugiej jednak strony tak często wyśmiewasz tych nerdów, geeków i innych nołlajfów siedzących na dupie przed monitorem i żrących pizzę zamówioną przez internet. Jebane ulane kurwy. Oprócz tego nołlajfami są też ci, co spędzają całe życie na siłowni, a właściwie to każdy, kto ma jakieś hobby i robi coś z pasją. Czym jest pasja? Klapkami na oczy, jak dla konia, żeby patrzeć prosto i nie widzieć świata. Czy pasja nie jest po to właśnie, żeby nie myśleć, o tym jak żałosne jest istnienie?

No i jeszcze ci o innych poglądach, ci myślący inaczej. Ja pierdolę, banda baranów. Ci, co myślą dokładnie odwrotnie to, co ty myślisz, jak w ogóle tak można? Kto im na to pozwolił? Po jaką cholerę jest policja? Banda zboczeńców, nudziarzy, pierdolonych odklejeńców. Dlaczego musisz stąpać po tej samej ziemii co oni?

I wtedy zauważasz, że zbyt mocno skupiasz się na innych. To taki rozszerzony egocentryzm. I do cholery nie tylko to. Każda poprzednia myśl nim jest. Gdzie jest myślenie "my" zamiast "ja"? Tylko co "my"? Jakie "my"? Jak w ogóle myśleć o nas? No i przede wszystkim, po jaką cholerę tak myśleć? 


Aż w reszcie spotykasz mnie i oboje zaczynamy rozumieć, że jesteśmy jedną i tą samą osobą. Oboje też zaczynamy rozumieć jak jesteśmy mali, malutcy, mikroskopijni.