Zalety nie posiadania dziewczyny

Mój drogi braku czytelników, dzisiaj chciałbym podjąć jeden wesoły temat, jakim jest właśnie to, co pozytywnego przynosi mi nieposiadanie dziewczyny. Oczywiście, aby zostać dobrze zrozumianym, chciałbym najpierw podmalować trochę podkładu do tego tematu.

Dzisiaj w rozmowie z jednym nowym kolegą z pracy, któremu na imię Alpha on powiedział do mnie takie zdanie: "Człowiek nie jest jak miecz, bo miecz ma tylko jedno ostrze, a ludzie mają dwie strony". Nie do końca rozumiem sposób działania jego porównań, no ale on pochodzi z Gwinei (w Afryce), więc pewnie tam mają swój sposób myślenia. Jego słowa jednakże wydały mi się niespodziewanie mądre i cholernie pasujące do mnie (pewnie dlatego, że w założeniu miały pasować do wszystkich). 


Od ponad roku nie mam dziewczyny, a co lepsze nie flirtuję z żadną, nie piszę z żadną, nie chadzam na randki, a ostatni raz kiedy spotkałem się z jakąś dziewczyną sam na sam to była to koleżanka z pracy, z którą i tak chuja mnie kiedykolwiek łączyło i będzie łączyło. Właściwie to słuchałem sobie jej smutów, no i w pewien sposób współczułem jej też, że tam przeżywa gorszy okres. Jednak no z jednej strony jestem miłym kolegom, a z drugiej strony to dosłownie miałem to w dupie. Pewnie pomyślicie sobie, że straszny ze mnie skurwysyn, bo mam w dupie boleści mojej koleżanki. Otóż oto taka smutna prawda: Wszyscy mają w dupie nasze boleści. Serio, chuj kogo obchodzi, że cię coś boli. Rodzice jak to rodzice spełniają się w swojej roli więc cię zawsze pocieszą. Chłopak czy dziewczyna zrobi to samo. Mimo wszystko zrobią to raczej, bo taka jest ich społeczna rola, i w pewnym sensie odpowiedzialność za twoje emocje. Spróbuj tylko zacząć z tym przesadzać, to szybko zmienią swoje podejście. Dlaczego tak się stanie? Bo im się już odechce poświęcać swoją energię na trzymanie cię w pionie. Każdy człowiek powinien mieć swój własny wewnętrzny, emocjonalny żyroskop i każdy to jakoś tam podświadomie wie. 

Na pewno sobie myślicie, że jeśli już mam takie podejście to raczej mam małe szanse na zdobycie jakiejkolwiek dziewczyny — no i to jest strzał w dziesiątkę. Skąd więc w ogóle kiedykolwiek miałem jakąkolwiek dziewczynę? Wtedy próbowałem się grzecznie stosować do moich społecznych ról, w których było mi jakby nie było, niewygodnie jak szlag no ale uważałem, że OBIEKTYWNE dobro jest ważniejsze niż moja subiektywna wygoda. To znaczy, że wtedy w bardzo dużym uproszczeniu grałem swoją rolę, byłem troskliwy, sympatyczny i charyzmatyczny. Nie wiem jak silny miał na to wpływ wtedy alkohol, a jaki jego brak ma teraz jednak mimo wszystko obecnie czuję się ze sobą o wiele, wiele lepiej. Nigdy nie lubiłem sztucznoty, a już szczególnie tej we mnie. 


To nie jest tak, że kompletnie nie zdarzają mi się sytuacje damsko-męskie, jednak sam osobiście z nich szybko rezygnuję. Nie wynika to z faktu, że nie potrzebuję miłości, że wybrałem bycie singlem, ale raczej z tego, że zwyczajnie nie mam ochoty na zabawę w relacje tego typu. Nie stałem się nagle aseksualny, nie zmieniłem orientacji, ale wprowadziłem dużo więcej matematyki w życie w relacjach. Także na atak flirtem reaguję w sposób uprzejmy, aczkolwiek asertywny szybko stawiając swój mały pragmatyczny mur. Nie szukam romantycznej relacji z kobietą, bo takie mi się dosłownie i w przenośni już przejadły. Co najzabawniejsze w tej całej sytuacji — czym dłużej utrzymuje ten stan tym staję się lepszą partią. Skupiam się bardziej na rozwoju, na załataniu kilku dziur z przeszłości, można w dużym skrócie uznać, że wychodzę z długu, a taki stan rzeczy, mojego podejścia do kobiet dosłownie mi to ułatwia. 

Niesamowite jest to jak łatwo zmienić swoją filozofię, z cipkocentryzmu na właśnie to, czym jest to obecnie (sorry za brak nazwy). Dodatkowo daje mi to niesamowicie fajną perspektywę, kiedy mogę sobie obserwować z boku, jak chłopaki i dziewczyny, jak mężczyźni i kobiety tańczą sobie ten swój małpi, wczesnoczłowieczy taniec godowy. Gdzie chłopaki przyjmują punkty za aparycję, charyzmę, status społeczny czy potencjał, zaś dziewczęta wskakują sobie wzajemnie na głowy starając się uwidocznić swoją słodkość. I tak to się kręci, z tym że tym razem bez mojego udziału. Ja klepię każdą dłoń, która próbuje mnie wciągnąć w ten naćpany serotoniną wir. 


Oczywiście, wielu z moich nieistniejących czytelników, może sobie pomyśleć, że byłem w przeszłości skurwysynem, który dokonał czynów niewybaczalnych, dlatego skazywanie mnie na samotność jest wręcz idealnie pasującą formą kary. Muszę przyznać, że niektóre aspekty mnie na pewno na karę zasługują i mogę się z takimi malkontentami w stu procentach zgodzić. Pech jednak polega na tym, że wcale nie jest mi źle. Jakie więc są zalety, nie-zabawy w to całe pierdolone kółko romansów?


1. Nikt nie każe mi nosić czapki. 

Oraz jakiejkolwiek innej części garderoby. Ubieram się tak jak mi jest wygodnie, czyli kompletnie neutralnie, bez nadmiernego opancerzenia. Nienawidzę czapek, rękawiczek i szalików, bo zimno na jakie jest wystawione moje ciało nie jest nawet lekko nieznośne. Jeśli jakiś debil uważa, że którakolwiek z tych części garderoby ochroni mnie przed chorobami to powinien się pierdolnąć w czoło i poczytać Wikipedię. To, że twoja mama tłukła ci 18 lat do łba, że czapka uchroni cię przed infekcjami nie oznacza, że miała rację. Rodzice często tłuką nam do łba bezsensowne gówno, w które wierzą sami. Drugą sprawą jest sprawa mody i wyglądu: Mam w dupie czy wyglądam modnie, czy komuś to się podoba i co ktokolwiek o tym myśli. Miałem też zawsze w dupie co myśli o tym moja druga połówka, z tym że uznawałem to za tak nie istotne, że dawałem im dobierać sobie garderobę.


2. Nikt ze mną nie śpi.

Ogólnie lubię regulować sobie ciepełko jak śpię. Dodatkowe ciało pod moją kołdrą burzy całkowicie mój ukochany balans. Nigdy nie wysypiałem się dobrze będąc z kimś w łóżku, nigdy nie lubiłem jak się ktoś do mnie kleił całą noc. Na szczęście nie wszystkie dziewczyny takie były, niektóre (dzięki Bogu) odwracały się dupą i włączały tryb "Nie dotykaj mnie kurwa" - co było najlepszą rzeczą. Mimo wszystko wciąż wysypiam się najlepiej kiedy wiem, że mogę sobie pozwolić na ostrą jazdę w łóżku, czyli chrapanie, drapanie się po dupie, wąchanie swoich bąków i dłubanie w nosie. Poza tym mam swoje pory zasypiania, teraz jest 4:45 i ja wciąż klikam w przyciski. Nikt normalny nie zasypia o moich porach więc ciężko, naprawdę cholernie ciężko się zgrać. No ale czego się nie robi dla tych paru centymetrów mokrej dziurki... 


3. Budowanie czyjejś pewności siebie.

"Ale ja jestem brzydka" lub "ale ja jestem gruba" - mówione przez z reguły laski, które uważałem za boskie zwyczajnie jest totalnie wkurwiające. Ciągłe budowanie jej dobrego samopoczucia na moich komplementach. Na usta ciśnie się wtedy "Idź do lustra i sobie kurwa oceń!". Muszę wam to powiedzieć, muszę wam to napisać: Jednemu podobają się malunki naścienne, inny lubi szarą jesienną pogodę, a jeszcze inny odnajduje pasję w taplaniu się w gównie (najlepiej świeżym, lepkim i śmierdzącym). To, że daję sobie ubierać na łeb czapkę i muszę znosić twoje nocne wchodzenie na mnie jakbym był jakąś górą do zdobycia przez sen oznacza tylko jedno: Podobasz mi się. Obiektywnie jesteś tylko skórką naciągniętą na mięśnie i szkielet z flakami w środku — nikt nie uważa tego za seksowne, a moda na poszczególne budowy ciała zmienia się jak moda na kapelusze. 


4. Totalny brak nonkonformizmu

Chyba wszystkie laski, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia, od randki do spania z nią zawsze okazywały się podążającymi za ogółem owieczkami. Ok, jedna taka nie była, ale już jej wśród nas nie ma (i chyba nigdy tego nie zaakceptuję, bo wciąż o niej myślę).  Zawsze robiły to co się od nich wymaga, co należy. Nigdy nie odważyły się myśleć po swojemu, jakby to było w jakiś sposób złe. Zero podejmowania ryzyka byłoby jeszcze akceptowalne, gdyby tylko nie wymuszały tego cały czas na mnie. 


5. Finanse

A to już moja wina: Bycie z kimś zawsze mi się finansowo nie opłaca. Być może sam łamię punkt czwarty w tym wypadku, ale nie umiem sobie wyobrazić, że nie płacę na randce czy jakimkolwiek spotkaniu. Chociaż ten punkt to jest na siłę, bo i tak miałem to zawsze w dupie, teraz nie mam i będę bogaty. 


A teraz przejdźmy do uwertury opery buffa: Jakby nieposiadanie dziewczyny miało tak wiele zalet, to pisanie tego wszystkiego nie miałoby miejsca. Tak naprawdę to nawet nie próbuję się przekonywać, że jest inaczej i to wszystko jest zwyczajnie smutne i samotne. Ale pamiętajcie dzieci to wam mówiłem: Chuja kogo to obchodzi, że mi źle. To mój problem.