Przypowieść o dwóch kurwach

Porozmawiajmy o rozwoju duchowym:


Dawno, dawno temu w starożytnych chinach czy gdzieś tam daleko hen, że oho. Pewna bardzo duża chińska armia posuwała się w wielomiesięcznym marszu, aby stoczyć jedną ze swoich największych bitew. Wśród żołnierzy nie mało było takich, którzy już zaprawieni w boju byli, lecz jeszcze więcej takich, co nigdy pożogi wojennej na oczy nie widzieli. Ogromna grupa chłopów, jaką niewątpliwie jest armia oprócz oczywistej przerażającej siły militarnej, potwornej pracy logistycznej stanowi też niewyobrażalnie wielkie morze spermy, a co za tym idzie tworzy się (nie przesadzając) gargantuicznych rozmiarów popyt na usługi seksualne. 

Mipo Sysa była świetną prostytutką, swoją pracę wykonywała zawsze rzetelnie, a jej klienci chętnie polecali ją przyjaciołom. Jakby to przenieść na nasze zapewne miałaby 4,3 gwiazdki na Google Maps, bo oczywiście konkurentki starały się podkopać jej wszelkie osiągnięcia, a w szczególności możliwości. Sysa jednak zdawała się tym nie przejmować i zwyczajnie dzięki poczcie pantoflowej nawał pracy nie dawał jej nawet możliwości podejmować tego tematu. To, że była dobra to mało powiedziane, była jedną z najlepszych i obsługiwała wojskowych dość chętnie, bo znajdowała w swojej pracy także nutkę pasji. Niebywałym zbiegiem okoliczności jej warunki genetyczne, a także wybory dietetyczne sprawiały, że rzadko chorowała co stanowiło dodatkowy atut. Generałowie szanowali prostytutki podążające za żołnierzami, bo pozwalało to utrzymywać morale na rozsądnym poziomie. Także wszystko było cudownie, a przetaczająca się przez równiny i wzgórza armia tworzyła zamkniętą ekosferę, niczym trochę ziemi zamknięte w butli z kilkoma nasionami i odpowiednią wilgotnością. 

Pewnego dnia armia przemieszczała się blisko małej wioski, w której mieszkała Xi Kaminato, która widząc to postnawiła podreperować swoje finanse i chwilowo trudnić się prostytucją. Także wybiegła z domu, uprzednio całując mamę w policzek i dołączyła do wesołej armii koleżanek. Nigdy wcześniej nie odbywała stosunku, nawet dla czystej przyjemności, bo w jej wiosce mieszkali sami nieciekawi, trochę creepy kolesie, więc postanowiła podpytać się koleżanek jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Całkowitym zbiegiem okoliczności Sysa dostrzegła młodą adeptkę tejże starożytnej sztuki i postanowiła przeszkolić ją na stanowisku. 

Pewien lekko zatrwożony, lecz także nieziemsko szczęśliwy żołnierz dzięki tym zbiegom okoliczności otrzymał promocję dwa w cenie jednego. Sysa wyjaśniła Xi wszystko podczas krótkiego, acz intensywnego stosunku, a Xi zdawała się chwytać wszystko w locie (taka gra słowna btw.). Drugi szczęściarz będący już pełnoprawnym pierwszym klientem Xi posłużył także za egzamin na prawo jazdy i został zdany śpiewająco otrzymując najwyższe noty. 

Xi była gotową do działania, pełnoprawną, przeszkoloną prostytutką i jak tylko zrozumiała, o co chodzi w tym całym zaspokajani męskich żądzy to wzięła się od razu do pracy. Powiedzieć, że zrobiła karierę to jak nic nie powiedzieć. Xi była rozchwytywana, stała się przebojem, chart no. 1 na każdej możliwej liście. Technika, jaką sama opracowała, śruba, połyk, dewiacje, niesamowita kontrola podczas nawet najostrzejszych zakrętów, genialne finiszery — okazała się talentem jednym na milion, naturalną wirtuozką, a w miarę nabierania doświadczenia ostrzyła swoją sztukę jak kowal ostrzący miecz. W końcu każdy dosłownie każdy żołnierz wraz z oficerami chciał mieć możliwość, chociażby raz przetestować coś tak niesamowitego. Za życia stała się legendą i wtedy właśnie stało się najgorsze: Postanowiła reagować na popyt zwiększaniem ekskluzywności swoich usług. Jej ceny rosły wraz z maksymalnym podniecaniem żołnierzy, była tak dobra, że jeden raz nie wystarczył. Ona uzależniała. Czym więcej to robiła tym była lepsza, poznawała psychikę mężczyzn rozumiała to jak wiele są w stanie oddać, aby chociażby jej dotknąć. 

Piękna Xi, o delikatnych rysach, gładkiej skórze i talencie, jaki wykraczał poza wszelkie wyobrażenie stała tam otoczona jeziorem, morzem, oceanem stojących penisów, drżących z niecierpliwości, aby się nimi zajęła. Czas mijał, ceny rosły. W pewnym momencie przestała być dostępna dla zwykłych żołnierzy, później już nawet specjaliści mieli problem, aby pokryć jej koszta; tylko oficerowie mogli sobie na nią pozwolić. Stała się jabłkiem w rajskim ogrodzie, niedostępnym marzeniem. Stała się też powodem do problemów. Niektórzy oficerowie próbowali prosić, aby przestała wykonywać swoje usługi — jednak, zamiast cokolwiek osiągać: sami z nich korzystali. Stała się najważniejszą osobą w całej armii, była istotniejsza od jedzenia, zaopatrzenia, spania, morale, a w efekcie stała się ważniejsza od samej bitwy. Gdzieś pod koniec wyprawy już nikt nie mógł sobie na nią pozwolić, obsypywana złotem z każdej strony stała tam z dumnie wypiętą piersią, na samym na czele, przed generałem, a nawet i cesarzem. Nikt nie zauważył momentu, w którym przejęła władzę, a jej zdolności ze zwykłej pracy stały się narzędziem politycznym. Nikt nie chciał jej oddać, nikt nie chciał odejść od niej. Niczym w gwieździe, której Xi była jądrem stworzyła się grawitacja, siła przez którą cząsteczki zaczęły pocierać się o siebie. Już nic nie było takie samo, już nikt nie pamiętał imienia cesarza (sam go nie znam). 

Wszystko skończyło się na pomyśle jednego z generałów. Zamiast walczyć z wrogiem — mieli wysłać tam Xi, która wykorzystując swój talent miała zmusić ich do poddania się, lub w ogóle zaprzestania wszelkich prób walki. Sysa uznała ten pomysł za szalony: wysyłać do wrogiego obozu jedną delikatną dziewczynę. Także spróbowała protestować, na co generał odpowiedział, że owszem mogą iść we dwie — i nie była to sugestia. 

Skoro świt obie niewiasty udały się w roli posłannic do obozu wroga. I wtedy nastąpiło czekanie i cisza. Mijały godziny, a te dwa boskie cuda nie pojawiały się z wieściami. Żołnierze czekali zaniepokojeni, uniosły się głosy zwątpienia, jednak tak naprawdę nikt nie wierzył, że ktoś z takim talentem jak ona mógł zrobić coś źle. Minęła doba.

Następnego dnia o wschodzie słońca Sysa płacząc pojawiła się w obozie. Trzymała w dłoni kosz. Generał szybkim krokiem zmierzył w jej stronę, zrzucił zakrywający wnętrze materiał i oniemiał. W środku znajdował się głowa Xi, a na jej twarzy zastygł obraz prawdziwego przerażenia. Wrogi dowódca, nie chciał nawet słyszeć o odbywaniu stosunku z tą pięknością, bo jak sam powiedział: "Zamiast żołnierzy przysłali kurwy, które pewnie mają więcej odwagi", jednak prawda, jaka się za tym kryła była jeszcze bardziej niesamowita: on był gejem i zwyczajnie nie działał na niego kobiecy urok.

Kiedy żołnierze dowiedzieli się o tym zdarzeniu zapanował kompletny chaos, setki tysięcy, pamiętających rozkosz, jaką dała im Xi, mężczyzn zrozumiała, że to już koniec. Niemożliwe jest, aby już kiedykolwiek móc korzystać z jej wspaniałego talentu. Jedni rozpaczali, inni zamknęli się w sobie, a jeszcze innych ponosiła wściekłość. Mijały godziny, a wśród wojaków rosła chęć zemsty. Nigdy wcześniej i nigdy później, żadna armia, żadne setki tysięcy mężczyzn w jednym momencie nie miała takiej żądzy krwi. Błagano generała, aby nadał rozkaz do ataku, swoisty rodzaj niesubordynacji, gdzie to żołnierze chcieli stoczyć bitwę. 

Wrogi przywódca nie zrozumiał powagi tego zdarzenia, nie docenił siły, jaka tkwiła w tej młodej prostytutce, był przekonany o komiczności sytuacji. Nie mógł także przewidzieć tego co nadejdzie: natarła na niego nie armia mężczyzn, nie armia żołnierzy, ale dzika horda, coś niepodobnego człowiekowi. Nigdy nie widział takie agresji, a wiele bitew w swoim życiu stoczył. Jego żołnierze poczuli się kompletnie opuszczeni przez boga, atakowani przez potwory. Nawet Sysa, nasiąknięta wszechobecną nienawiścią chwyciła za konar (tym razem chodzi o taki z drzewa) i zwyczajnie chciała zabijać. Armia generała rozgromiła przeciwników, nie biorąc jeńców, nie próbując nikogo oszczędzić i z całą zapalczywością ścigając każdego, dosłownie każdego żołnierza. Jeszcze długo po bitwie żołnierze znęcali się nad umierającymi wrogami, a sam przywódca, ten, który pozbawił głowę Xi cierpiał miesiącami, stając się swoistą zabawką dla tysięcy psychopatów, którzy w zdumiewający sposób dbali, aby nie umarł, ale wciąż cierpiał. Ostatnie tygodnie życia nie marzył o niczym innym tylko o śmierci, jego psychika wyłączyła się kompletnie. 

Kiedy umarł ostatni wróg, zapanowała wielka żałoba i tęsknota. O Xi powstało tysiące poematów, jej pamięć przetrwała dłużej niż pamięć jakiegokolwiek żołnierza i była czczona niczym bogini przez wiele setek lat po śmierci ostatniego świadka tych zdarzeń.