O tym dlaczego wedle wszystkich jestem idiotą

Długo czułem się w obowiązku zabrać głos w tej sprawie. Ludzie mają taką cudowną cechę, jaką jest ocenianie innych ludzi i przychodzi im to z niesłychaną łatwością. Dzisiejsza opowieść będzie właśnie o tym:


Nonkonformizm nie jest czymś, z czym można się urodzić. Cała nasza budowa, wszystko, z czego się składamy skłania nas do brania przykładu z innych ludzi. Ba! Jest to nawet właśnie ten jeden szczegół, który pozwolił nam zdominować wszystkie inne gatunki. Dzięki temu jak bardzo jednostkowo jesteśmy rozwinięci społecznie oraz dodatkowi niespotykanej nigdzie indziej w naturze zdolności do komunikacji jesteśmy panami tego świata. Nie będę się rozpisywał, o jakie cechy chodzi, bo wierzę, że mój brak czytelników jest na tyle zdolny, że sam do tego dojdzie. 


Mimo wszystko, jak zawsze ironicznie, postęp wymaga też jednostek o zgoła odmiennych cechach. Takich, którzy idą w nieznane, takich, którzy nie słuchają innych, takich, którzy odkrywają to, przed czym są ostrzegani. Bez takich ludzi pewnie dalej błądzilibyśmy po lesie polując kamieniami na roślinożerców, bojąc się za to wszystkich drapieżników. Ktoś jednak doszedł do wniosku, że mimo wszystko, co robią inni należy wziąć ten kamień, przyjebać kilka razy o inny kamień, a potem jakoś to przymocować do w miarę prostego kija. Ot, pierwszy nonkonformista wyznaczył kierunek, jakim jest broń biała. Uwierzcie mi lub nie ale jego matka i ojciec i brat i wujek — wszyscy pewnie przeklinali typa u boga słońce i mówili innym, że to zwyczajny debil. Może nawet mieli trochę racji, bo typ ewidentnie miał coś ze łbem. Nie brał kamieni jak jego ojciec, jak jego dziadek i pradziadek tylko coś kombinował z kijami. Pewnie był gejem albo gorzej. Kto wie, czy miał on w tym jakiś cel, czy jego umysł był genialny? Kto wie, czy nie zrobił tego ze zwykłej nudy? Kto wie, czy nie zrobił tego właśnie na złość wszystkim innym? Nikt nie wie. Ważne jest wciąż czego dokonał, oto stworzył on dzidę. Coś, co w przyszłości przerodzi się w zagrożenie dla samego boga słońce, coś, co kilkanaście tysięcy lat później stanie się bombą Car, która jest w stanie rozjebać wszystko w promieniu stu kilometrów. Czy był idiotą, czy nie? Tego się nigdy nie dowiemy, ale jedno wiemy na pewno:


Ktoś zaczął go naśladować. Ów naśladowca, bez wątpienia był odważny, bez wątpienia też był bardzo inteligentny. Bez naśladowcy nasz pomysłodawca byłby nikim, zapomnianym dziwakiem, śmiesznym wybrykiem natury, wstydem dla swoich rodziców. Naśladowca jednak zmienił całkowicie ową perspektywę, bo już dwa pokolenia później wszyscy biegali z dzidami, a co ważniejsze czuli oni potrzebę unowocześniania swojej technologii. Dzięki naśladowcy dziwny idiota mógł stać się bohaterem swojego ludu, a może i całej ludzkości. Kimś, kogo imienia nigdy nie będziemy mieli możliwości poznać. 


Kilka wieków później, pewien łowca, zaopatrzony w najnowszy model struganej dzidy, z odpowiednio elastycznego drewna zakończonej ostrzonym pod wodą kawałkiem obsydianu, przymocowanego w taki sposób, że nie sposób się ześlizgnąć nie wiedział kto był pomysłodawcą jego śmiercionośnej broni. Nie wiedział też kto był naśladowcą, nie znał tych, którzy uczynili go mocarnym. 


Historia ta jest zapewne niesamowicie płytkim uproszczeniem, ale świetnie przedstawia temat tego jak działa konformizm. Tu nie ma paradoksów, ci wszyscy konformiści podążają za jednym nonkonformistą śmiejąc się ze wszystkich im współczesnych nonkonformistów. Jak widać jest tu dużo ironii. Nawet wiele wieków później, robiąc rzeczy, które są dla nas oczywiste podążamy, praktycznie zawsze, za jedną osobą, która była na tyle głupia, na tyle leniwa, by zrobić coś inaczej. Bez takich jak oni nie byłoby klawiatury, na której piszę, nie byłoby ekranu, na którym to czytasz, nie byłoby internetu, bomb atomowych, mikrofalówek i pięknych dzid w muzeach. 


Ale...


Nie każdy nonkonformista ma swoich naśladowców, nie każdy idiota dokonuje jakiegoś odkrycia. Niektórzy żyją swoje życie zwyczajnie na swój sposób, totalnie nie bacząc na to, co mówią inni. Są wygodni w swoich decyzjach, wygodni tylko dla siebie. Widzą świat na swój sposób i jest to sposób zupełnie różny od tego jak im jest ten świat wpajany. Ale smutną prawdą jest fakt, że nonkonformiści bez naśladowców to tylko smutni idioci. 


I do meritum: 


Opowiem tylko o jednej rzeczy: O pieniądzach. Od zawsze wiadomo mi, że na rynku pracy jestem łakomym kąskiem. Właściwie to po tych 7 latach w Niemczech nie mam kompletnie żadnego problemu, żeby zarabiać dobry hajs. Jak mieszkałem w Polsce problem był jeszcze mniejszy. Robiłem narzędzia w excelu, programowałem, zajmowałem się grafiką użytkową, robiłem filmy dla dużych korpo, piłem wódkę z prezesami, no i byłem szefem w restauracji (tak wszystko na raz!), ale nigdy ani wtedy, ani teraz nie interesowały mnie w tym pieniądze. Co jednak odjebałem ostatnio to już jest piękne: Byłem tutaj szefem w jednej restauracji, właściwie to mogłem sobie tam robić co mi się podoba, miałem zaufanie właściciela, mogłem sobie budować. Z tym że było mi tam nudno. Wszystko szło gładko i idealnie. Zbyt idealnie. Kasa też się zgadzała, właściwie to typ mi płacił więcej niż nawet miałem gdziekolwiek w umowie i wciąż wyrażał chęci dawania mi więcej. Zwolniłem się. A jak to zrobiłem to poszedłem pracować jako kelner i pracuję tam do teraz. 


Ba! Poszedłem za najniższą możliwą stawkę, bo nawet nie przyniosłem ze sobą CV na rozmowę. Typ się mnie nawet nie pytał, czy coś potrafię wziął mnie od razu. Po trzech miesiącach jest już inaczej, wciąż mnie proszą, żebym został kierownikiem, ale ja nie chcę. To fantastyczne mieć taką pracę gdzie człowiek zwyczajnie się niczym nie denerwuje. Patrzcie ile piszę od jakiegoś czasu! W efekcie hajs też się zrobił z tego dobry, nawet lepszy niż wcześniej, ale mam to w dupie. Bo tak naprawdę lubię mieć pracę, którą lubię. Podoba mi się tam z bardzo wielu powodów. I dobrze mi z tym zwyczajnie, a co kto o mnie myśli? Pewnie większość myśli, że jestem nieudacznikiem, bo jak można w moim wieku pracować jako kelner? Jestem idiotą, który nie będzie miał naśladowców, który nie odkrył nic wielkiego, ale który jest w tym wszystkim szczęśliwy.