Piekło

Witaj człowieku. To może być dla ciebie bardzo interesująca podróż.


Uzależnień jest wiele, od wielu rzeczy, nie będę się tu o nich rozpisywał. Następuje jednak taki moment w życiu człowieka kiedy chce z tym zerwać, kiedy wie, że to nie działa na niego najlepiej. Następuje taki moment, nadchodzi postanowienie, silna motywacja, poczucie mocy. Wtedy dopiero poznaje je...


Efekty odstawienia. Są jak kręgi piekielne u Dantego, jednak z tą dziwną kwantową właściwością, potrafisz być w wielu miejscach naraz. Żaden nie jest pierwszym, żaden nie jest ostatnim, wszystkie są gdzieś i kiedyś, w jakimś etapie tej drogi. Jeśli nie jesteś i nigdy nie byłeś od niczego uzależniony. Jeśli nie jesteś i nigdy nie byłaś nigdy od niczego uzależniona. To może być droga do zrozumienia. 


Uwaga! Może być poetycko.


Krąg pierwszy.


Słońce świeci. Kwiaty kiwają się na lekkim wietrze. Istnieje w tobie taki pokład motywacji, jest jak cieszące się dzieci, jest jak pierwsza ranka, jest jakby oddechem życia. Cienie pszczół delikatnie muskają płatki kwiatów. Nie istnieje nic oprócz czasu, który czasami tylko jakby utopiony w melasie, jakby śpi. Słońce świeci. Powietrze wydaje się mieć idealną temperaturę, a w tobie jest tak gorąco. Gdzieś tam w głębi majaczy twoja cierpiąca dusza, w dalekiej ciszy słyszysz boski głos, mówiący ci o tym jak piękny jest świat. Dzieci bawią się na placu zabaw, nic nie zmąca ich roztargnienia w radości. Cienie pszczół muskają płatki kwiatów. Słońce świeci. Nie upodobnisz się do nich, upodlonych, leżących, błagających, by ich dobić, nawet sam Jezus by im nie pomógł przecież. Przechadzasz się w cieniu alejką z dusz zapatrzonych we własne cierpienie, ukrytych w odmętach strachu. Boski głos prowadzi cię na powierzchnie, na powierzchnie, na nią. Cienie pszczół muskają twoją duszę. Słońce drży. 


Krąg drugi.


Istnieje cisza. Jak opisać nicość pisząc cokolwiek? Nieubłagana, mocarna, potężna, napierająca na bębenki twoich uszu, wywołująca ten dziwny pisk, ten skurcz mięśni szyi. Twoje plecy nie są takie elastyczne. Istnieje cisza, bez najmniejszego szeptu, bez lekkiego zaśmiania się. Księżyc się jej skłania, jak i całe pola kukurydzy. Jesteś jednostką. Wokół jest milion samotnych gwiazd, cichych w swojej próżni, a pomiędzy nimi nie ma nic. Kompletna próżnia, bez dźwięku, bez najmniejszego uczucia. Twoje ciało tylko przypomina ci, że jesteś, twój umysł krzyczy na ciebie. Dla niektórych cisza jest najgorsza. Ona wrzeszczy na ciebie, wrzeszczy cicho, czyli najdotkliwiej. Wyłania ci twoją bezużyteczność, to jak wszyscy cię nienawidzą, jak wiele popełnionych błędów poskutkowało narodzinami takiego bękarta, jakim jesteś. Twoi rodzice zasługują tylko na obelgi, na śmierć w męczarniach, bo cię stworzyli. ISTNIEJE CISZA. Nieznośna taka.


Krąg trzeci.


Nie ma snów, spanie jest dla tych lepszych, ty przywitasz się z diabłami, z demonami, będą ci skakać po klatce piersiowej, będą bawić się twoim sercem tam w środku, będziesz zalewać się panicznym potem, twoje dłonie będą drżały. Zgubisz się w ich jękach, zgubisz się w ich narzekaniach. Zgubisz się na pewno. Nie widać już światła, nie ma żadnego tunelu. Cisza zamieniła się na te myśli, na ich miliony, na te myśli o twoim końcu, o śmierci w męczarni, o śmierci z myślą, że jedyne czego dokonałeś to ten wstydliwy nałóg, to godziny twojego życia poświęcone. Ale jest wyjście. Jest wyjście, jest wyjście. Można uciszyć te demony, można kazać im się zamknąć, można dać mięśniom odpocząć. Można to zrobić, jest wyjście. Doskonale wiesz, co masz zrobić, prawda? Wiesz to. Zrób to. Zrób to i wszystko się skończy, cofnę demony, cofnę ciszę. ZRÓB TO! Nie dam ci spać, naśle na ciebie całe armie demonów, będą ci skakać po szyi, po gardle, po klatce, po nogach, po rękach, będą mrowić, kłuć, drapać, będą podnosić ci ciśnienie, adrenalina będzie płonąć w twoich żyłach, w łóżku, w nocy po kołdrą, krew będzie krążyć. ZROBIĘ TO! Zrobię, zrobię ci to. Wystarczy, że wskażę cię palcem. Jesteś nikim i tak łatwo cię zniszczyć. Zrobię to, ale masz wyjście. Zawsze masz wyjście.


Krąg czwarty.


Czas przestaje płynąć. Czas nie istnieje, on nie jest dla ciebie, ludzie się spieszą, ludzie cię otaczają, bo mają cele, cele wyznaczone w czasie. Ty ich nie masz. Czas topi się, kwantuje, jego tępo zwalnia, jak w jakimś pierdolonym filmie. Masz go za dużo, wszędzie gdzie nie popatrzysz jest czas, masz go, widzisz go, przepływa ci przez palce, próbujesz go odgonić. Co jest z nim nie tak? Co jest z tobą nie tak? Dlaczego wszystkie chwile zatrzymują się, dlaczego wszystko trwa, trwa i trwa bez końca. Powietrze stoi, nic, kompletnie nic nie ma wibracji, żadnych, wszystko jest zatrzymane, jakby nagle nastała najniższa możliwa temperatura. Sen nie przychodzi, a ciemność nie ma końca, nie kończy się. Masz wszystko, czego ci trzeba, żeby znów... żeby to znów nabrało tempa. Czas przestaje płynąć. Stoi ci w palcach. Każda chwila, każda sekunda, każdy ułamek sekundy są klatką, w klatce. Matrioszka klatek, w każdej dosłownie każdej sekundzie. Znika pojęcie, ekran telefonu godzinę temu pokazywał, że jest przed chwilą, nagle przestało mieć to znaczenie. Ciemność. 


Krąg piąty.


To weszło ci do brzucha, jest tam. Tam w środku, czujesz to. Co to jest? Panika. Zamykasz oczy, kładziesz się, wstajesz, chodzisz, kładziesz się. Głośna muzyka nie pomaga, masz gorączkę, boli cię głowa. To jest w brzuchu, coś tam jest! Coś tam jest! Boże! To jest w środku, boli. Zwijasz się, boli, skręcasz się w środku, w swojej głowie. Zwijasz się, wychodzą ci z ust węże, z nosa wychodzą ci robaki, takie same, jakie zjedzą cię po śmierci. A może już umarłeś? Jesteś Alicją, a to jest pierdolona kraina czarów? Jakiś arab gra na flecie, a kobra tańczy. Uciekasz od ściany do ściany. Myślisz, że oni widzą po tobie? Myślisz, że wiedzą, że jesteś dziwny? Patrzysz w lustro, masz te oczy, takie oczy jak się ma przed śmiercią, a może to są oczy zabójcy? Dzikie świnie tańczą breakdance. To jest śmieszne! Hah! UMRZESZ! Umrzesz, obiecuję ci, że umrzesz. Myślałeś kiedyś o śmierci? Jak to jest później? Co jest tam? Robaki będą cię zjadać, zniknie ci skóra, mięśnie, zostaną kości. Staniesz się ropą naftową, skończysz w czyimś pojeździe kosmicznym. UMRZESZ! Świnia tańczy breakdance. Opluskujesz się zimną wodą, idziesz pod zimny prysznic, a on mówi do ciebie UMRZESZ! Umrzesz kurwa, umrzesz! To cię zajebie! Ale masz wyjście.


Krąg szósty.


Otwierasz oczy, dlaczego wszystko jest takie bez barw? Gdzie podziały się kolory? Gdzie podziało się cokolwiek? Gdzie jest smak? Gdzie zniknęły wszelkie doznania? Dlaczego wszędzie jest nic? Nie ważne. Czy to istotne? Pijesz kawę, przy stoliku, samotnie, kompletnie samotnie. Nie przeszkadza ci to. Nie czujesz nic negatywnego. Nic negatywnego. Chodząc nie czujesz ziemi, nie czujesz oporu planety, bezbarwnej planety, w środku wiosny nic nie pachnie, nic nie smakuje, nikt się nie cieszy. Czasami masz wrażenie, że ktoś na ciebie patrzy, ale co ci szkodzi być obserwowanym? Może to diabeł? Niech sobie patrzy. Szkoda tylko tego smaku, zapachu, barwy, emocji, uczuć, miłości. Widzisz przed sobą drogę, bardzo długą drogę, bez końca, jakby nie było horyzontu, jakbyś mógł widzieć ją całą. Ona się nie kończy. Idziesz. Zawsze masz wyjście też. Gdy tylko o tym myślisz jest takie jakby błyśnięcie, jakby mała błyskawica. Idziesz. Wszystko wokół jest takie, takie nieistotne, nie ważne, niemające najmniejszego prawdopodobieństwa bycia ciekawym. Idziesz. Słychać tylko to beznamiętne buczenie i ten twój głos, głos w głowie, głos mówiący ci telepatycznie, że masz dość. Masz dość tej krainy, tego tworu czymkolwiek to jest. Chcesz uśmiechu. Zawsze jest wyjście. 


Krąg siódmy. 


Stuk. Cisza. Cisza. Stuk. Cisza. Cisza. Gotów jesteś przysiąc, że słyszałeś właśnie chichot. Cichy śmiech. Stuk. Cisza. Cisza. Cisza. Cisza. Chichot. I wtedy to cię dopada. Z ciemności, wyskakuje na ciebie bestia, krwawa, mordercza bestia. Walczysz z nią, ale ona cię łapie, wchodzi ci w żyły, w serce, w mózg. Zaczynasz płonąć ogniem najczystszym jakby lęk zaczął palić się siłą napalmu zrzucanego w Wietnamie. Czujesz ten swąd palącego się ciała, czujesz zapach otaczającej cię śmierci. Stuk. Stuk. STUK. STUK! On drapie cię od środka, dorwał się do twojej duszy, nie ma dla ciebie nadziei. Próbujesz mu uciec, ale nie masz dokąd. Jest oczywiście jedna droga. Jest jedna droga, możesz ją wybrać on się jej boi. On sobie pójdzie. Nie wybierasz jej? To się przygotuj. Słabniesz, jest ci słabo, jest ci słabo. Umierasz? On jest w tobie, podnosi ci temperaturę, twoje serce prawie rwie się, twój brzuch skręca, boli, wszystko cię pali ogniem piekielnym. Piekło za życia, twoja dusza taka podła, umęczona zniszczona, twoja dusza, na którą tyle razy plułeś. Twoja dusza okazuje się nietknięta, czysta, dobra, idealna, bez najmniejszego zadrapania. Jak? On odchodzi. 


Krąg ósmy.


Udało ci się! Udało się! Droga dobiegła końca, wszystko jest na swoim miejscu. Wszystko wróciło. Jedzenie ma smak, przyjaciele mają uśmiech, ty masz przyjaciół. Zaczynasz zauważać życie wokół ciebie, wszystko kwitnie, pszczoły przestały rzucać cienie. Zapach kwiatów tej letniej nocy jest niezapomniany. Widok gwiazdy, ty pod nieboskłonem otwierając ręce, wysyłając swoją duszę się przewietrzyć do przyjaciół. Otwierają ci się wszystkie czakry, Jezus przyszedł ucałować cię w usta, wszystkie poprzednie inkarnacje wraz z tobą tańczą stary ludowy taniec w skupieniu. Siadasz na swoim łóżku i myślisz o nieskończoności, o kwantach, kwarkach, gwiazdach o całym tym życiu, w całym wszechświecie. Prawie nie zauważasz dźwięku zdezelowanej pozytywki. Nie idź za nim, nie idź!


Krąg dziewiąty.


Życie to dni, etapy, to plamy atramentu na płótnie czasu, rozmazywane przez nas, naciskane. Minęło już tak wiele czasu, dźwięk pozytywki ucichł. Wszystko jest znów normalnie. Czujesz się silny, mocny, wszystko się zmieniło. Bądź z siebie dumny, bądź lwem na skale, antylopa, która uniknęła geparda. Bądź zwycięzcą. Napisy, happy end, wystąpili. I wtedy przychodzi ten moment. Ten moment, kiedy ktoś, coś, jakieś zrządzenie losu, jakiś niewinny żart, spokojny podmuch wiatru przynosi ci tę wiadomość, że teraz już możesz, teraz już ci wolno. Teraz masz siłę, masz wiedzę, masz wiarę, twoja dusza jest nietknięta. Więc chodź, pamiętasz jak było fantastycznie? Pamiętasz? Chodź bo było fantastycznie, oni zostaną, twoi przyjaciele, kolory, smaki, wszystko może być jeszcze lepsze, jak za starych dobrych czasów. Przecież minęło już tak wiele, przecież już nie jesteś swoim wrogiem, jesteś swoim przyjacielem. Podaj sobie rękę. Pójdź za sobą. Otwórz pozytywkę, zawsze chciałeś wiedzieć co tam jest. ZRÓB TO! 


____


Uzależnienia się nie kończą, kiedy postanawiamy z nich zrezygnować na zawsze zapisują się w nas, zawsze później jesteśmy w którymś z tych kręgów. Jednak za każdym razem kiedy udaje nam się przetrwać, pokonać strach, pokusę i iść dalej za każdym razem cały wszechświat cieszy się z nami. Życie bywa drogą przez cierpienie, bardzo silnie usłaną bólem, pułapkami, a nawet i śmiercią. Pokonywanie nałogów to jak pokonywanie samego siebie, to pokonywanie swojego największego strachu, nic dziwnego że tak wielu to się nie udaje. Nawet najsilniejszy, najpotężniejszy człowiek w szponach nałogu jest bezsilny, a walka z nim dla każdego jest tak samo bolesna. 


Kiedy jednak wyjdzie się z tego otwiera się inny świat, najpierw niewyraźny, rozmyty, jakby widziany oczami noworodka. Bo wyjść z nałogu to jak dać się zabić, to jak umrzeć, a później rodzić się w wielomiesięcznych, czy nawet wieloletnich bólach. Rodzić się jako ktoś niepełnosprawny, ktoś nie do końca przystosowany.


Kiedyś byłem bardzo utelentowanym młodym człowiekiem, byłem przystojny, silny, wysportowany, oczytatny. Kochałem siebie takiego jakim jestem ale dałem się ponieść strachowi, głupocie, wszedłem na tę deskę, na tę falę. A z niej się zawsze spada. Później umarłem tylko po to by długo rodzić się w bólach. Dzisiaj już nie jestem utalentowanym przystojniakiem, dzisiaj jestem kimś kto był w piekle swojego własnego umysłu. Moja dusza mimo wszystko pozostała nietknięta, mimo wszelkiego zła jakie uczyniłem innym ludziom, mimo to jak bardzo głupio się zachowywałem. 


Teraz życie trwać ma dalej, a ja powoli będę uczył się bycia na nowo sprawnym. Będę stawiał pierwsze kroki, tak jak robię to od lat, będę popełniał błędy, za które będę się nienawidził ale zawsze będę wiedział, że moja dusza jest nietknięta, że ona mnie prowadzi. Nie da się wyjść z tego bez swojego ducha, bez wiary, bez silnego przekonania, że tam jest coś więcej. Trzymam za was kciuki, wy trzymajcie je za mnie.