Słodziak*

    Mężczyzna siedział samotnie i patrzył w okno. Kontemplował właśnie bezsensowność tego tworu, jakim jest czas. Pewien młody chłopak przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, po czym dosiadł się obok. Mężczyzna nawet tego nie zauważył wciąż pogrążony w dziwnej zadumie. Chłopak jednak zdawał się być bardzo zaciekawiony mężczyzną, a może zwyczajnie nie wytrzymywał już nudy:

- Chyba nie jest Pan pierwszy raz na słodziaku? - Zapytał szybko.

    Niestety pytanie to nie wywołało żadnej reakcji, mężczyzna zdawał się nawet go nie usłyszeć, mimo że było zadane dwadzieścia centymetrów od jego ucha. Chłopak zamilkł. 

    Dookoła właściwie nie było nic interesującego, białe ściany, zdawały się być wykonane z plastiku lub z takiego metalu, który wyglądał jak plastik. Okna były dość małe, a za nimi jaskrawiły się roje gwiazd. Całe pomieszczenie przypominało wnętrze kuli, w której ktoś wylał podłogę. Minęła chwila, po czym mężczyzna popatrzył na chłopaka, uśmiechnął się nieznacznie. Zachował się jakby po tych kilkunastu sekundach informacja o tym, że ktoś się do niego odezwał dotarła do jego uszu:

- Skąd taki pomysł? - Zapytał mężczyzna bardzo spokojnym tonem.

    Chłopak obruszył się, wzdrygnął. Nie oczekiwał już odpowiedzi, był przekonany, że został zignorowany:

- O to jednak ma Pan ochotę na rozmowę! - Wyraźnie się ucieszył. 

- Stefan. - Odpowiedział mężczyzna dość miłym tonem, i wyciągnął dłoń do młodzieńca. - Proszę mi mówić Stefan.

    Chłopak potrząsnął dłoń mężczyzny swoją dłonią:

- Miło mi cię poznać Stefan! - Mówił wyraźnie podnieconym tonem. - Jestem bardzo zafascynowany tym, co mogę zobaczyć, kogo mogę poznać. Pan... znaczy... ty wyglądasz na kogoś, kto ma już doświadczenie. 

    Mężczyzna nie odpowiedział nic, obserwował chłopaka, który zwyczajnie zdawał się ledwo siedzieć w miejscu z podniecenia:

- Proponowałbym, żebyś też się przedstawił. - Nastąpiła, bardzo krótka pauza, podczas której mężczyzna zastanowił się, czy był wystarczająco grzeczny, po czym dodał. - Byłoby mi bardzo miło znać twoje imię.

- Ach! Tak! - Chłopak prawie krzyknął, ale nie był w żaden sposób zawstydzony swoim nietaktem, taka forma odpowiedzi ucieszyła go jeszcze bardziej. - Nazywam się: Trzy Czternaście Hasz, ale proszę mi  mówić Pi.

    Mężczyzna uśmiechnął się, trochę rozweseliło go imię chłopaka, a właściwie jego przydomek. 

- Nadano ci numer Trzy Czternaście Hasz? - Zapytał z zaciekawieniem.

- Tak, miałem szczęście. - Chłopak był jeszcze weselszy, cieszyło go to, że mężczyzna uznał to za zabawne i ciekawe. - Byłbym Trzy Trzynaście, ale słodziak zrobił korektę.

- Ach! Te słodziaki, niesamowite stworzenia! - Mężczyzna uniósł ręce w górę, a za nimi głowę. Po czym położył dłonie na kolanach z małym klaskiem. 

    Nastąpiła cisza. Wokół słychać było tylko delikatny świst, w pozostałych częściach pomieszczenia znajdowało się jeszcze kilka osób, ale żadna z nich nie wyglądała na skorą do rozmowy. Chłopak zastanawiał się co ma powiedzieć dalej, o czym można dalej porozmawiać ze Stefanem? 

- Szukasz tematu do rozmowy Pi? - Zapytał mężczyzna.

- O! Tak! - Chłopak zrobił minę myśliciela i podłożył pięść pod brodę. - Ale nie znajduję nic.

- To coś ci opowiem. - Mężczyzna uśmiechnął się do chłopaka. 

Pi prawie wydał z siebie pisk podniecenia i, mimo że go powstrzymał mężczyzna doskonale wiedział, że ten nie może się doczekać. Mężczyzna zaczął swoją historię:

- Dawno temu, bo mam już swoje lata, czekałem tak jak dzisiaj na zejście, wybrałem odpowiednią osobę. To było jeszcze w czasach kiedy człowiek dopiero zaczynał mieć duszę, niedawno zaszczepiliśmy to na tej planecie — mojej ulubionej planecie. To był pierwszy raz właśnie tam, spodobało mi się, piękna roślinność, ciekawe zwierzęta i to poczucie bezpieczeństwa. Urodziłem się, mój ojciec szybko zginął w walce i większość życia miałem problem, z tym że wychowała mnie matka. Brakowało mi tego...

- ...poczucia duchowości. - Pi skończył zdanie.

- Właśnie! - Mężczyzna uśmiechnął się, pogładził po włosach. - Wiesz jak to jest? 

- Tak, dwa razy nie miałem ojca. - Chłopak promieniał energią i miał wielką radość w oczach. - To była fantastyczna droga.

- Hah! - Zaśmiał się mężczyzna. - Rzeczywiście, wspominam to wspaniale. Za każdym razem kiedy odkrywałem duchowość było cudowanie, ale robienie tego bez wychowującego ojca przynosi wyjątkową dumę. 

Pi tylko przytaknął i dał całym swoim ciałem wyraźnie znać, że czeka na dalszą część. Mężczyzna popatrzył na niego i przytaknął na znak, że rozumie co musi dalej zrobić:

- Wtedy nastąpił ten moment. Nie pamiętam ile miałem lat, zajmowałem się wieloma rzeczami, nieźle szło mi wtedy budownictwo. Myślę, że miałem swój wkład w rozwiązanie problemów z dostawami wody. Bardzo lubiłem bieg rzek oraz to jak można na niego wpływać. Nie ważne jednak było moje zajęcie. Miałem wtedy myślę około 25 ziemskich lat. Tak! - Mężczyzna klasnął. - To było chwilę po moich urodzinach. Wtedy poznałem ją...

- Kogo?! - Krzykiem przerwał chłopak, wywołując na twarzy mężczyzny bardzo gęsty uśmiech.

- Moją splątaną! - O oczach mężczyzny pojawił się najczystszy, najpiękniejszy ogień. - Stała tam, a ja już wtedy, trzymając w dłoni jakiś brudny kamień wiedziałem to. 

- Wiedziałeś, że jest splątana? - Zakrzyknął chłopak w niedowierzaniu.

- Nie. 

    Wtedy stało się coś niesłychanego, całe wnętrze słodziaka, z białego, z metalicznego zamieniło się we wszystko-kolorowe. Barwy poplątały się ze sobą w najsubtelniejszym tańcu. Chłopak rozejrzał się, i jakby to tylko było możliwe omdlałby z emocji. Mężczyzna tylko omiótł wzrokiem okolice i znów uśmiechnął się bardzo gęsto i dumnie:

- Nie wiedziałem, że jest ze mną splątana, wiedziałem, że będę ją kochał. - Popatrzył w oczy Pi. - Jako człowiek. Przecież byłem za mgłą, w tej ciemności, skąd miałbym wiedzieć, że jest splątana? 

- Opowiadaj dalej, opowiadaj wszystko! - Chłopak prawie wznosił się pod sufit w ciekawości.

- Miałem kamień w dłoni, jakiś brudny i cały byłem w błocie. Patrzyła na mnie. Podszedłem do niej i popatrzyłem jej w oczy. Wtedy jakby ta mgła zniknęła. Zrozumiałem wtedy te wszystkie czasy bez ojca, zrozumiałem kim jestem. Jakbym sobie nagle przypomniał.

- Myślisz, że to był plan? - Pi zapytał z niesamowitą ciekawością.

- Wiem, że był! - Mężczyzna uśmiechnął się szczerze. - Mimo braku ojca, ona dała mi mądrość i udało mi się, do samego końca jej życia być obok. Tańczyliśmy już jako ludzie, spletliśmy się praktycznie od razu. Umierając, kiedy już sobie przypominała wplotła swoją małą ludzką dłoń w moją ludzką dłoń. Powiedziała mi wtedy, nie ludzkimi słowami, tylko tak jak ja teraz tobie, że odnajdziemy się jeszcze, że ona wie. To był ten pierwszy raz kiedy nie mogłem doczekać się śmierci. Nie trwało to długo, bo wróciłem zaledwie dwa ludzkie lata później.

- Nie mogę się doczekać drugiego spotkania! - Pi nie zamienił się w słuch, on był słuchem takim, jakim żadna istota we wszechświecie nigdy nie była i nie będzie. 

- Kiedy tu wróciłem wirowałem z nią, wiele czasu to trwało, ale oboje byliśmy tacy niedojrzali. Musieliśmy więcej spadać. - Mężczyzna zaśmiał się. - Nie chcieliśmy, ale sam wiesz jak to jest. Tak więc postanowiłem już zawsze wybierać ziemię i wiem, że ona też. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, żeby nic nie umawiać, a jednak zrobiliśmy dokładnie tak samo. Następne życie wiodłem w wielkim mieście, zajmowałem się obróbką kamienia. Niestety nigdy jej nie poznałem. Umarłem dość młodo, w wypadku w kamieniołomach. Później wróciłem, tym razem jako kobieta. 

- Znaleźliście się? - Chłopak ledwo siedział.

- Tym razem tak, bardzo szybko się znaleźliśmy. Ona była siostrą mojej matki, była moją ciocią. Poznaliśmy coś nowego, po tej ziemskiej miłości nadszedł czas kiedy spędzałem z nią tamten czas i to było tak silne, że przebijało mgłę. Tym razem nie było w tym nic erotycznego, a jednak jakimś dziwnym trafem, podczas wojny wymordowano nas w dokładnie takim samym czasie. Kiedy wróciliśmy, rozmawialiśmy o tym tysiącami godzin, nie mogliśmy przestać tańczyć i wibrować. Nic nie było w stanie nas rozłączyć. Wtedy nastąpiła ta dziwna decyzja. 

Mężczyzna na moment zamilkł, pogrążył się w smutku, w tym najprzyjemniejszym jego rodzaju, orzeźwiającym, dającym inną perspektywę. Teraz to on chciał to opowiedzieć:

- Ona musiała zejść, a ja musiałem czekać. Zaczęliśmy się... mijać. - Uśmiechnął się. - Przyznam, że wtedy mocno zapatrzyłem się w smutek. 

- Byłeś w piekle? - Chłopak otworzył oczy tak szeroko jak tylko potrafił. 

- Tak. Wiodłem wiele żyć, jedno za drugim było tak samo złe. Rodziłem się już taki szalony. Jeden raz byłem przywódcą, władcą, całą nację prowadziłem na wojny. Największą przyjemność czerpałem z bitew, uwielbiałem odbierać ludziom życia. Nie umiałem znaleźć żadnego wyjścia, nic mnie wtedy nie ratowało, to była bardzo trudna droga. Patrzyłem tak mocno w ciemność, że na jakiś czas chyba kompletnie o niej zapomniałem, dwa razy nawet nie chciałem wrócić i po śmierci tułałem się, chciałem dalej krzywdzić — nie było wtedy nic przyjemniejszego. To trwało przeszło tysiąc lat, za każdym razem kiedy wracałem, wracałem jako tyran, za każdym razem nie udało mi się odnaleźć tej drogi. Najgorszą karą było chyba życie kiedy zamknięto mnie w więzieniu, gdzie zwyczajnie gniłem cieleśnie i duchowo przez długich czterdzieści lat, po drodze uśmiercając jeszcze dwie osoby. 

- Nie umiem opisać jak niesamowite musiało być znów odnaleźć światło! - Chłopak uśmiechał się nieskończenie szeroko. - Opowiadaj!

- Wtedy nastąpiło jedno z najgorszych żyć, jakie wiodłem. Nawet teraz jest ono skazą na mojej duszy, nawet dzisiaj czuję jego ciężar. Urodziłem się w rodzinie, w której nie było żadnej miłości, wszystkie nasze dusze były w piekle. 

- Słyszałem, że to się zdarza! - Pi był wzruszony.

- Ojciec gwałcił mnie na oczach matki, ona wręcz dopingowała go. Czułem się jakbym pokonywał kolejne kręgi, coraz niżej i niżej. Upadłem kompletnie. 

- Nigdy tak nie miałem!

- To piękna nauka! - Mężczyzna uśmiechnął się ze łzami radości w oczach. - Udało mi się w tym życiu wyjść z tej rodziny i znaleźć kogoś, kto się mną zaopiekował. Późniejsze dzieciństwo i wczesnął młodość spędziłem całkiem normalnie, mimo wszystko wciąż byłem na samym dnie. Czułem, że moja dusza jest kompletnie upadła, nic nie sprawiało mi przyjemności jako człowiek, stałem się totalnie ślepy na wszelką miłość. Nauczono mnie zasad, co do których się stosowałem. Byłem nauczycielem, w jednej angielskiej szkole, uczyłem dzieci. To były czasy kiedy różne kary cielesne stosowane na dzieciach były całkowicie normalne. Jakiś czas zajęło mi zrozumienie jak wielką przyjemność sprawia mi stosowanie takich kar na dzieciach. Uwielbiałem jak płaczą, a jeszcze bardziej uwielbiałem to uczucie, że sprawiam im ból. Później przeklasyfikowałem się na nauczyciela religii, zrobiłem to specjalnie bo wiedziałem, że będę mógł spędzać z dziećmi czas sam na sam, wiedziałem też jak szanowany jest to zawód. 

- Całe swoje życie dostosowałeś pod ostatni krąg piekielny. - Chłopak zdawał się być zdumiony. - Doskanle rozumiem dlaczego kiedy jesteśmy cieleśni nie widzimy w tym kompletnie żadnego sensu.

- Byłem za mgłą, ale nawet jak wracałem wciąż patrzyłem w tę ciemność. Myślę, że musiało dojść do przełamania, bo była to jedna z największych nauk jakich dostąpiłem w ciągu całego swojego istnienia. - Mężczyzna zrobił krótką pauzę. - W tamtym życiu pierwsze dziecko pozbawiłem życia podczas wakacyjnego obozu. Była to dziewczynka, upierałem się na dziewczynki ze względów seksualnych. Miała na imię Katherine, była samotniczką, marzycielką, lubiła chodzić sama nad jezioro. Wiedziałem o tym. Po prostu do niej podszedłem i odebrałem jej życie gołymi rękoma. Sprawiło mi to wielką przyjemność, a także seksualną radość. Mogłem wręcz poczuć jak jej dusza opuszcza ciało i było to dla mnie niesamowicie podniecające. Katie nie była dla mnie obiektem seksualnym za życia ale jej ciało stało się nim po śmierci. Oczywiście nikt nie odkrył wtedy mojej tajemnicy, policja miała pewne podejżenia ale żadnych dowodów. Także później zrobiłem to ponownie, i ponownie. Łącznie było to już ponad 12 dziewczynek, dokonywałem czynów najgorszych. 

- Opowiadaj dalej! - Chłopak znów zanosił się ciekawością. 

- Później poznałem Mathildę, była trochę starsza od wszystkich innych dziewczynek. Zaprzyjaźniłem się z nią, a później nawet nawiązałem romans. Byłem wtedy dojżałym mężczyzną, a ona małą dziewczynką. Coś takiego było nie do pomyślenia na tej planecie, całkowice wbrew wszeliej religii i obyczajom. Wtedy zrobiłem coś czego wtedy sam nie rozumiałem, popatrzyłem przez moment w światło i wyznałem Mathyldzie wszystko. 

- Opowiedziałeś małej dziewczynce o zabójstwach? - Chłopak zrobił wielkie oczy. 

- Tak. Jej reakcja była nawet dla mnie zaskoczeniem, bo uśmiechneła sie do mnie, dotknęła mnie. Zacząłem płakać. 

- Czy... czy... czy to była ona? - Pi nie mógł wyjść ze zdumienia. - To była ona prawda?

- To była ona. - Mężczyzna uśmiechnął się i podniósł ręce do góry. - To była ona! Mathilda była moją splątaną, potrafiła mi patrzeć w duszę. 

- Ale jak znalazłeś światło w ostatnim kręgu? - Pi był niesamowicie ciekaw.

- Ono tam po prostu było, w piekle chodzi o twoją percepcję o skupienie uwagi, bo światło jest tam zawsze. W piekle zdaje ci się, że wszystko jest wyjaśnialne, a wszystko wyjaśnione jest powodem do wierzenia, wszystko kompletnie na odwrót! - Mężczyzna zaśmiał się. - Mathylda też była w piekle, ale patrzyliśmy na siebie, prosto w nasze oczy i wiedziałem co mam zrobić. Pocałowałem ją, a następnie udusiłem ją gołymi rękoma, chwilę potem sam odebrałem sobie życie.

- No i co było dalej? - Pi wciąż czekał, na sam koniec, aż usłyszy to co wiedział, że usłyszy.

- Oboje znaleźliśmy się w słodziaku! - Mężczyzna się zaśmiał. 

- Tak od razu?! - Pi nie wierzył. 

- Nigdy wczęśniej, ani później nie miałem takiej sytuacji! Wtedy skoczyliśmy razem co ciekawe mieliśmy pełen wybór. Oboje skoczyliśmy na tyle blisko, w takie życia. Mieliśmy sto procent szans, rozumiesz?

- Niesamowite! - Wykrzyknał chłopak i zaraz znów kompletnie skupił się na słowach mężczyzny.

- Dostaliśmy szansę, piękną szansę. Oboje wciąż trwaliśmy w piekle i jako tacy urodzeni zapatrzeni byliśmy w ciemność, ale odnaleźliśmy się prawie natychmiast i sami w sobie widzieliśmy światło. To było piękne życie, przez które razem wspólnie wyciągaliśmy się, kawałek po kawałku, aż wyszliśmy z tego kompletnie oboje. Wtedy po tej całej podróży, jeszcze w ludzkim ciele, kiedy razem siedzeliśmy w lesie słuchając otaczającego nas śpiewu tego pięknego świata. Wtedy poczułem to jako człowiek, w tej postaci. I uwierz mi, nie ma nic piękniejszego niż poczuć to jako człowiek. Światło przyszło do nas, zespoliliśmy się z wszechświatem. To najwyższa forma wyniesienia, zrozumieliśmy, że nasza ziemskość jest tak kompletnie zabawna. 

- Doznaliście wyniesienia w ludzkich skórach? - Chłopak drżał z podniecenia.

- Nie tylko to! Skręciliśmy się w jedno, zespoliliśmy się. Stworzyliśmy nową duszę. 

- Zespoliliście się? To jesteście wy? - Chłopak nie mógł zamknąć ust z niedowierzania!

    Mężczyzna wstał, a słodziak zaczął wibrować w najlepszy możliwy sposób, wszystkie kolory wszechkolorów z otoczenia zaczęły tańczyć wibracje wraz z mężczyną. Pi wstał ze zdumienia, był taki szczęśliwy, że już nie mógł wysiedzieć. Mężczyzna uniósł dłonie:

- Tak to my oboje! - Klasnął mocno. - Wtedy w tym lesie, podczas zespolenia umarliśmy na chwilę, po czym wstaliśmy i już byliśmy jednością. Teraz czeka nas tylko postępujące zespolenie, będziemy przyciągać więcej gotowych dusz. Właśnie czekamy na kolejny spadek. 

- To niesamowite! - Chłopak był pełen radości. - Może uda mi się do was dołączyć. 

- Bardzo chętnie Pi. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Bardzo bym chciał żebyś poczuł to co ja mogę teraz czuć, jak miłość nie tylko otacza cię ale także wychodzi z twojego środka. Chciałbym żebyś poczuł ten wzrost wykładniczy miłości. Mam nadzieję, że niedługo dołączysz do jakiegoś splątania. 

    W podłodze słodziaka pojawiła się czarna dziura, mężczyzna chwilę popatrzył na nią, a następnie na Pi. Chłopak cofnął się o krok, zdawał się być lekko wystraszony:

- Ja wciąż nie przepadam za skakaniem. - Pi uśmiechnął się szeroko, po czym wskoczył w czarną otchłań. 

    Mężczyzna jeszcze chwilę poprzyglądał się wirującej czerni na podłodze. Dziura zniknęła, ściany znów zrobiły się metalicznie białe. Stefan usiadł znów i wrócił do swojej zadumy cicho w myślach życząc Pi nowych wspaniałych odkryć. Pomyślał wtedy, że wędrówka dusz to najcudowniejsza rzecz jaka mogła tylko stać się naszą wspólną myślą. 


*Nazwa "słodziak" jest spolszczeniem angielskiej nazwy "cutie", która wzięła się od QT.