Nagroda wędruje do...

Na wstępie napiszę, że udało mi się rozwiązać problemy wewnętrzne w dość łatwy i prosty sposób. Serio jest na to prosty i łatwy sposób, a przynajmniej ja taki mam. Napiszę wam jak to zrobiłem, napiszę wam też, że cholera zrozumiałem co do tej pory robiłem źle. Będzie trochę paranormalnie, będzie trochę dziwnie, no ale nikogo to nie dziwi. Jak macie mnie za wariata to proszę bardzo możecie się ze mnie śmiać, taki śmieszny wariat. Ja uważam, że jeśli coś działa to znaczy, że warto z tego korzystać co wcale nie znaczy, że nie wierzę w to coś.


Zacznijmy od tego, że wczorajsze podejmowanie decyzji było tylko iluzją i jak tylko to zrozumiałem to szybko mi przeszedł wszelki stres. Jak to było tylko iluzją? Tak, bo decyzja podjęła się sama. Wiecie trochę nie mam wpływu na to do kogo żywię uczucia, a do kogo nie. Więc o czym ja tu mam decydować? 


No ale od początku. Kiedyś pisałem wam, że jak byłem dzieckiem to miałem takiego "wyimaginowanego przyjaciela", który w dziwny i zaskakujący sposób był całkiem mądry. Nie umiem tego wyjaśnić, czym jest ten przyjaciel — może to tylko moja wyobraźnia, a może i nie. Ja wierzę, że nie jest to tylko moja wyobraźnia. Wkrótce po tym jak napisałem ten wpis, już wtedy postanowiłem zrobić coś w rodzaju medytacji, nie wiem, jak to nazwać, spróbowałem wewnętrznie dotrzeć do tego "czegoś". Bo wiedziałem doskonale, że to musi gdzieś tam być. Po kilku próbach w całkowitym spokoju udało mi się do czegoś dotrzeć, nie wiem, może to skutek medytacji, może to jakiś wewnętrzny proces myślowy... ciężko mi to opisać, ale to coś wydaje się być we mnie, tam głęboko, w środku. To coś zdaje się także ze mną w pewien sposób komunikować. Mówię "to coś" chociaż zapewne jest to część mnie. Jakby nie było, w pewnym rodzaju transu już wtedy to coś objaśniło mi sprawę dość prosto — skup się tylko na miłości. Dało mi także do zrozumienia, że będzie trudno, ale tak naprawdę nic innego się nie liczy. Nie wiem, dlaczego, ale już wtedy dało mi to jakąś taką wiarę, odmieniło moje życie i sposób widzenia rzeczy. Myślę, że tylko z tego powodu udało mi się poznać Aliyah i z tego powodu ludzie tak bardzo mnie lubią. 


Przewijając do przodu. Ostatnich kilka dni męczyłem się, skręcałem się, wierciłem się w bólu, strachu i mękach. Miałem kompletnie dosyć i myślałem, że mi odbije. Wtedy stwierdziłem, że muszę znów z tym czymś pogadać i zrobiłem to. To coś powiedziało mi tylko jedno: "Po prostu kochaj". Dziecinnie głupie? Zbyt proste? Totalnie z dupy? Co to kurwa ma być? Nie pomyślałem nic z tych rzeczy. Pomyślałem, że to ma sens. I wiecie co? 


Przestałem myśleć o stracie, o zdradzie, o bólu jaki może nadejść, przestałem myśleć o wszystkim złym co może się wydarzyć, przestałem się martwić. Przestałem to wszystko nadmiernie komplikować, zastanawiać się co z tego będzie, kombinować jak koń pod górę z tymi wszystkimi rzeczami "a co jeśli?". Przestałem kompletnie. Przeszło mi nagle i skutecznie. Chwilę później, dosłownie chwilę później Aliyah mi napisała, żebyśmy poszli na spacer (jakoś o 23:00 godzinie) i tak rozstaliśmy się dopiero o 4 rano. Na koniec pocałowałem ją w policzek i chyba najszczerzej na świecie powiedziałem jej "kocham cię", zdawała się ucieszyć na te słowa. Gówno mnie obchodzi, że to za szybko, że wyskakuje z jakimiś uczuciami, że się wszystko może rozsypać... serio gówno mnie obchodzi. 


Znów wracamy do tego samego. Zawsze jest od zajebania "ale" w każdej sytuacji ale jeśli kogoś się kocha to się kocha. Tu nie ma nic prostszego, w kochaniu nie chodzi o stawianie wymagań, nie chodzi nawet o zaufanie — dla mnie to bzdura z tym zaufaniem. Zaufanie to taki rodzaj emocjonalnego airbaga, jeśli kogoś kochasz to go kochasz tam nie ma nic więcej. Zaufanie to taki rodzaj spełniania swoich oczekiwań za pomocą drugiej osoby. Rozumiem, że ludzie potrzebują poczucia bezpieczeństwa, ale to głupie jak szlag, bo życie nikomu nigdy nie daje bezpieczeństwa. Także samo poczucie bezpieczeństwa jak i zaufanie to tylko głupie złudzenia, to nasze mechanizmy chroniące nas przed strachem. Nie rozumiecie tego? Ok. Czym jest w takich najprostszych słowach zaufanie? Wiara w to, że inna osoba będzie postępowała wedle naszych oczekiwań. To znaczy, że jakieś oczekiwania mamy, bo wtedy i tylko wtedy potrzebujemy tego zaufania. Czy w miłości potrzebujemy zaufania? Nie. Ja nie mam w sobie zaufania, a kochanie przychodzi mi z łatwością jak tylko się na tym dobrze skupie. To nie znaczy, że oczekuję, że zostanę zdradzony to znaczy, że nic nie oczekuję. I to właśnie był mój problem! Poznałem kogoś, zależy mi na tej osobie, kocham tę osobę i od razu miałem wylew strachu, braku zaufania itd. A głos w mojej głowie (to nawet nie jest on) powiedział mi, jakie to jest kurwa głupie. Tak dokładnie to jest totalnie głupie, trzeba po prostu kochać. 


Także życie będzie ci robić z dupy jesień średniowiecza, ludzie będą od ciebie odchodzić, będą cię zdradzać, będą umierać, popełniać samobójstwa, będą wojny, głód, choroby, drapieżne zwierzęta i wypadki tak totalnie irracjonalne i głupie, że ja pierdolę. Będą działy się rzeczy totalnie losowe, całkowicie zaskakujące cię, będzie tysiące wydarzeń, które będą chciały cię zniszczyć. Możesz stracić całe zaufanie tak jak ja.  Możesz przestać wierzyć w cokolwiek pozytywnego na tym świecie — tak jak ja. I masz racje, masz w zupełności racje, życie zawsze będzie nam odbierać, w końcu sami się zestarzejemy i będzie tylko gorzej i gorzej. Totalny nihilizm. Mimo wszystko jeśli masz w sobie miłość to naucz się z nią obchodzić, naucz się kochać tak jak należy, poza tym wszystkim, ponad tym wszystkim. Nic innego na tej kulce błota nie ma sensu. Kocham was.