17%

Nie wiem, dlaczego akurat 17, ale no tak czuję.


Cześć mój braku czytelników. Po pierwsze muszę wam przyznać, że piszę to tylko i jedynie z musu, bo totalnie nie mam ochoty na pisanie czegokolwiek no ale napiszę wam wszystko, co mam napisać i spierdalajcie (ciekawe, czy brak szacunku do kogoś, kto nie istnieje jest etyczny w jakimkolwiek sensie?). Podzielę to na punkty tematycznie.


Brak cukru we krwi.


Do mojej kochanej diety postanowiłem całkowicie zrezygnować z cukru i zwiększyć intensywność treningów. Nie, że miałem na to ochotę i nie że sprawia mi to przyjemność — uznałem to za naturalną kolej rzeczy. Co za tym idzie, od tygodnia czuję się totalnie, totalnie słabo, źle, mam zły humor, nic mnie nie cieszy, nie czuję radości, ale... efekty były praktycznie natychmiastowe. Zaczyna mi się pojawiać zarys mięśni brzucha. Najgorsza jest chyba dolna część brzucha gdzie dalej widać tłuszczyk i z jakiegoś powodu zawsze mnie u mnie wkurwiają biodra, a właściwie ich całkowicie boczna część. No ale jeśli wytrzymam to co właśnie robię to myślę, że do końca czerwca będzie sześciopaczek. 


Nie czuję radości?


To nie jest tak, że nie czuję radości zupełnie. Mam w sobie pełno radości, ale nie czuję tej cukrowej radości, tej takiej intensywnej kiedy jesz cukier. Nie wiem, jak wam to dokładnie opisać, mój mózg jest praktycznie pozbawiony jakichkolwiek dodatkowych źródeł cukru, takiego wiecie w słodyczach, napojach, kawie itd. Oczywiście jem normalne rzeczy, nie przekraczając tych 1500 kalorii na dobę. Wiem, że uzależnienie od cukru potrafi być silniejsze od uzależnienia od alkoholu albo narkotyków — też to macie btw. Bawcie się dobrze przy próbach rezygnacji. A zrywając z tym człowiek czuje się jakby miał zaraz umrzeć, nawet wstawanie boli i kręci mi się w głowie. Muszę bardzo kontrolować zawartość mikro i makro w diecie, żeby nie przesadzić, więc no trzeba to robić z głową i do tego jestem idiotą więc robienie czegokolwiek z głową nie wychodzi mi nigdy za dobrze. No więc nie dość, że jem o wiele za mało do swoich potrzeb to zwiększam swoje potrzeby poprzez trening. Np. Dwa dni temu byłem na 20-kilometrowych spacerze, a przedwczoraj jeździłem 4 godziny na rolkach. Nie robię intensywnego treningu siłowego, bo strasznie nie lubię umięśnionych ludzi — uważam takie duże mięśnie zarówno u mężczyzn jak i u kobiet za obrzydliwe, ale lekko zarysowane ze zdrową ilością tłuszczu są już ok. Moim celem nie jest wyglądać jak apollo, 5% tłuszczu, moim celem jest wyglądać zdrowo i przede wszystkim być silnym, nie tylko w sensie fizycznym, ale także w sensie całego organizmu. Także odczuwam szczęście, bardzo silne szczęście z tego względu, że po pierwsze mi się to udaje, a po drugie widzę jak silny społeczny oddźwięk to oznacza — ludzie dosłownie uwielbiają na mnie patrzeć! 


Nie jestem nic wart.


Nie będę tutaj płakał, ale ostatnio dużo o tym myślałem i wciąż nie umiem poczuć się wartościowy na tyle, żeby czuć się wartościowy. Zastanawia mnie to szczególnie ze względu na moje relacje damsko-męskie. Szczerze mówiąc wiem, że wyglądam dobrze teraz i przyciągam kobiecy wzrok, a nawet spotykam się z próbami podrywania mnie. Nie mam jednak ochoty ani na przelotne romanse, ani na ruchanie, bo jakaś laska ma mokro na widok mojego ciała. Szczerze mówiąc to podoba mi się bycie samemu i długo nad tym myślałem, dlaczego tak jest. Zrozumiałem, że chciałbym być z wartościową kobietą, ale ja sam nie jestem na tyle wartościowy. Nie reprezentuje tego poziomu, na którym mi samemu zależy. Nie rozumiecie mnie co? Wyjaśnię wam to inaczej. Jest Selin, kiedyś o niej pisałem. Ona jest dla mnie kobietą, o jakiej myślę, z jaką chciałbym być, z jaką chciałbym coś wspólnie tworzyć. Nie chodzi o to, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu poznałem. Najbardziej interesują mnie jej cechy charakteru, jest bardzo inteligentna, elegancka, mądra, nie podejmuje głupich decyzji, dba o siebie i swoją reputację, jest przy tym niesamowicie skromna i miła. Nie wierzę i nigdy nie wierzyłem, że jest idealna albo coś w tym guście i myślę, że na serio dość intensywnie podkochuję się w niej. Wiecie więc dlaczego mam takie opory się z nią umówić? Nie dlatego, że to może nie wypalić, ale właśnie dlatego, że to może wypalić. Nie uważam, że miałbym cokolwiek sensownego do wniesienia w związek z tak fantastyczną osobą. Nie chciałabym jej zepsuć życia swoją zepsutą osobą. Nie czuję się wystarczająco wartościowy dla kogoś tak wspaniałego jak ona i wolałbym, żeby znalazła sobie faceta, który byłby dla niej bardziej pasujący, który mógłby wnieść w jej życie coś, czego ja pewnie nigdy nie będę mógł. To nie jest tak, że jakaś decyzja zapadła, ale zwyczajnie tak to czuję i sam zadaje sobie pytanie, czy ja nie jestem przypadkiem pojebany. Nie jest mi też z tego powodu smutno albo źle, czuję się raczej dobrze, z tym że dość dojrzale myślę o takich rzeczach, no i z tym że jednak zostawiam ją w spokoju. Mimo wszystko marzę o niej... ale świat nie kręci się wokół mnie, prawda?


A co tam u Aliyah?


Ostatnio bardzo intensywnie się spotkaliśmy, spędziliśmy czas na długich rozmowach (od 12 w południe do 4 rano). Bardzo, ale to bardzo jestem z niej dumny, jak się rozwija, jak myśli, jak planuje, jak próbuje radzić sobie ze swoimi emocjami. Staram się z nią rozmawiać tak, żeby nic nie zepsuć, chciałbym, żeby była szczęśliwa, żeby była kompletna. Nigdy chyba nie poznałem nikogo z takim potencjałem jak ona, chciałbym go z niej wydobyć, żeby stanęła na nogach i była pewną siebie, piękną kobietą. Muszę przyznać, że od kiedy ją poznałem do dzisiaj zmieniła się diametralnie. Ciągle dyskutujemy, szczerze rozmawiamy o wielu sprawach, szczególnie jej uczuciach i o tym jak z nimi żyć. Pokochałem ją rodzajem miłości, jakiego do tej pory nie znałem, bardzo mi zależy na jej szczęściu i chciałbym, żeby je w sobie odnalazła. Potwornym zagrożeniem dla takich niepewnych siebie kobiet jest to, że szukają swojego szczęścia na zewnątrz i nikt im nigdy nie wyjaśnia, że tak naprawdę wystawiają się na bycie wykorzystaną. Nie ma szczęścia na zewnątrz ludzie, wszystko, co was uszczęśliwia z zewnątrz jest tymczasowe i nietrwałe! Jak chcecie tworzyć wspaniałe relacje z ludźmi, nie ważne, jakimi czy waszymi rodzicami, kolegami czy partnerami to musicie najpierw być szczęśliwi, a potem je tworzyć, a nie szukać w nich szczęścia. Nie wiem, dlaczego rodzice nie uczą tego swoich dzieci? To powinno być pierwsze czego się w życiu uczymy. Jesteśmy w stu procentach odpowiedzialni za własne szczęście i to jak radzimy sobie z nieszczęściem, my sami nikt inny. Aliyah zaczyna to mocno łapać i wiecie co? Sam się boję tego jak wspaniałą kobietą ona się staje. Na prawdę ona jest teraz totalnie seksowna, że aż się sam swoich reakcji boję. Jednak nie bójcie się, jestem już duży i nie tknę jej, nawet za jej pozwoleniem — nie o to mi tu chodzi. Ymm... pyszności!


Sztuka rezygnowania


Ledwo przeszły mi problemy z odpuszczaniem sobie jednej rzeczy, a już odpuszczam sobie kolejną. Żyję w ciągłym stresie związanym z walką ze samym sobą. Ostatnio miałem nawet mały wypadek, uszkodziłem sobie rękę, nie jakoś poważnie, ale boli jak szlag podczas treningów. Wiecie co? To mnie tylko bardziej motywuje, żeby je robić. Nie wiem co jest ze mną nie tak. No dobra, na serio nie chciało mi się tego pisać wszystkiego, ale takie postanowienie i się go trzymam. Teraz wracam do treningu.


Kocham was zjeby :*