Dlaczego ludziom się chce?

Proszę nie traktujcie tego jako czegoś podpartego faktami, nie lubię pisać artykułów naukowych z bibliografią i cytatami - ah! No i przede wszystkim nie jestem naukowcem. Wszystko, co tu napiszę to moje własne, subiektywne przemyślenia i obserwacje. Wiem, że nie jestem na tyle mądry, żeby ktokolwiek mógł się z tego uczyć, ale jestem na tyle dupkiem, żeby to wszystko napisać.


Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego ludziom się chce? Dlaczego niektórzy podejmują działania, zmieniają rzeczywistość wokół siebie i w sobie, a inni pozostają ciągle w miejscu? Dlaczego są ludzie, którzy całe życie są ciągle niezadowoleni, a inni zamiast tego robią wszystko, żeby zmienić rzeczy, które im nie pasują? Dlaczego niektórzy z nas mają tak potężny problem z chorobami cywilizacyjnymi, a pozostali zdają się slalomować pomiędzy nimi jak kierowca moto GP? Co sprawia, że jesteśmy tacy różni? Co sprawia, że jedni działają, a inni pozostają bierni? Zacznijmy od jednego z moich ulubionych cytatów, ale go nie pamiętam, szło to jakoś tak:

Są ludzie: ruchomi, nieruchomi i tacy, którzy się ruszają. - Za cholerę  nie pamiętam autora/ki.

1. Mit trudności zdobywania.

Zacznijmy od prostego punktu. Zdobywanie osiągnięć jako człowiek, pójście po to czego się chce, dosłownie podniesienie z ziemi własnego szczęścia nie jest wcale trudne, nieosiągalne ani poza naszymi możliwościami. Wiecie, może jestem trochę dupkiem, bo piszę to z punktu uprzywilejowanego białego Europejczyka na stałe mieszkającego w jednym z najbogatszych krajów świata, mający umowę o pracę ze stawką większą za godzinę niż chińska dniówka, albo afrykańska tygodniówka! Dlatego chciałbym zaznaczyć, że możliwości każdego człowieka są inne — bardzo zależne od szerokości i wysokości geograficznej. Ja np. potencjalnie mógłbym sobie kupić Ferrari w przeciągu następnych 10 lat, mając przy tym wielki dom i dobrych kilka milionów na koncie — tak to leży w granicach, do jakich jestem w stanie rozciągnąć swoje działania. Oczywiście tylko czysto teoretycznie. Niestety nie wszyscy na świecie są w tak pięknej pozycji jak ja — większości świata zajęłoby to potencjalnie dużo więcej czasu lub byłoby nieosiągalne. Dlaczego biorę tu za przykład pieniądze? Bo najłatwiej jest je sobie wyobrazić, są takie obrazo-twórcze. 

Myślę, że pierwszym i największym mitem, próbując patrzeć na to obiektywnie jest właśnie zdobywanie rzeczy. Wiele osób uważa, że to trudne np. schudnąć albo osiągnąć sukces zawodowy. Prawda jest jednak taka, że nie wymaga to z reguły nadludzkiego wysiłku, a jedynie pewnego okresu wytężonej pracy, lub co ważniejsze stałej pracy, regularnej pracy. Nie raz na tym blogu dosłownie zapłakiwałem się jak cholernie ciężko jest z moją dietą i innymi rzeczami, ale prawda jest taka, że to wszystko jest obiektywnie proste i łatwe, wcale nie takie męczące — tak naprawdę wciąż prowadzę wygodne życie i mam wszystko, czego zapragnę. Subiektywnie dla mnie są to ciężkie chwile, trudno mi się walczy z codziennym utrzymywaniem pewnego, niepasującego do moich przyzwyczajeń standardu. Mimo wszystko jednak to, co osiągam, to co robię jest proste i wiecie co? Mam jeszcze dużo, bardzo dużo, gargantuicznie dużo miejsca i wolnego czasu, żeby osiągać inne rzeczy, ale nie robię tego! Nie jestem żołnierzem walczącym na froncie, nie jestem matką samotnie wychowującą [wstaw liczbę] dzieci, nie jestem samotnym podróżnikiem, nie jestem biednym chińczykiem. Wysiłek, który wkładam w osiąganie tego co chcę jest niesłychanie mały, a ja jestem niesłychanie dumny z jego efektów. Jakoś rok temu ważyłem prawie 120 kilo, a dzisiaj jest około 80 - moja idealna waga to około 72 kilo. Nie jest to pierwszy raz kiedy schudłem, ale wcześniej dopadło mnie choróbsko zwane depresją i znów przytyłem. Teraz rozumiem, że nie wolno mi mieć depresji — ale jak to nie wolno mi mieć depresji? Czy ja w ogóle mam na to wpływ? Odpowiem później.

Większość rzeczy, jakie chcemy osiągnąć są łatwe: Wymarzona praca, waga, piękne zęby, dobre oceny w szkole czy na studiach, dobre zdrowie czy cokolwiek materialnego. Wszystko to leży w zakresie naszego zasięgu i wcale nie wymaga od nas nie wiem jakich nakładów pracy. Dosłownie jest to coś, co możemy podnieść, bo leży na chodniku i jedyne co musimy zrobić to się schylić. Nie mówię tutaj o jakichś dzikich ambicjach w stylu: Zostać rozpoznawalnym na całym świecie artystą, polecieć na księżyc czy przelecieć księżniczkę. Bo to są rzeczy, które wymagają już dużo szczęścia. I to ostatnie słowo jest tym o czym chciałbym więcej napisać — szczęście. Tak jak lubię możliwość osiągnięcia przez nas naszych celów można rozpisać sobie matematycznie tak czy inaczej. Schudnięcie będzie oscylować w granicach 100% - osiągalność takiego celu jest praktycznie zawsze możliwa i nie zależy od naszego szczęścia, ale od naszej determinacji. Wymarzona praca? Dałbym tutaj jakieś 85%, bo powiedzmy, że trochę szczęścia trzeba mieć no i zależy to bardzo mocno od tego, jaka to jest praca, mimo wszystko ludzie nie raz udowadniali, że determinacją osiągają wszystko, czego zapragnął. CEO Ferrari — może z 1% dlaczego? Bo to stanowisko jest pewnie już obsadzone na najbliższych 100 lat, mimo wszystko wierzę, że można tak zmanipulować rzeczywistość, aby dostać nawet tę posadę, no ale trzeba mieć ciężkość gwiazdy szczęścia. Wiem jednak z doświadczenia, że ludzie dość łatwo potrafią oszacować swoje możliwości i starają się dopasować swoje marzenia do matematycznego prawdopodobieństwa ich zdobycia. Nie wszyscy jednak są tak autystyczni i mieliśmy tysiące przykładów ludzi, którzy zwyczajnie wymarzyli sobie coś bardzo mało prawdopodobnego i w efekcie to osiągnęli. Nie chcę też pisać tutaj o takich przypadkach, bo po pierwsze są bardzo daleko od mediany, po drugie mimo wszystko to są jednostki wybitne, po trzecie nikt nigdy nie pisze o tych ludziach, którzy mieli takie wielkie marzenia i ambicje, ale polegli gdzieś po drodze kończąc gdzieś w odmętach niepamiętania. 

Podsumowując ten punkt: Większość rzeczy, które chcesz osiągnąć leżą w zakresie twoich możliwości, a wszystkie te, które mają ponad 80% prawdopodobieństwo to rzeczy bardzo łatwe. 

2. Zrozumienie działania czasu.

Aby osiągnąć jakikolwiek większy cel w naszym życiu, zawsze musimy brać pod uwagę czas, bo wszystkie nasze działania przybliżające nas do celu będą potrzebowały właśnie tego. Bardzo istotne jest tutaj zrozumienie czasu i tego jak działa, aby w ogóle zrozumieć ludzkie działania. Mamy dwa rodzaje czasu:

Czas obiektywny: Wbrew pozorom ciężko go mierzyć. Wystaw przed siebie jedną dłoń i pozostaw ją nieruchomo. Popatrz na nią. Jej nieruchomość jest bardzo pozorna, bo tak naprawdę kręci się wraz z naszą planetą wokół własnej osi z prędkością kilkunastu set kilometrów na godzinę! Ale to nie wszystko, bo nasza planeta wytwarza taką masę grawitacji, że zakrzywia czasoprzestrzeń z prędkością nawet do 10 km/s. Tak przez twoją dłoń przepływa teraz czas i przestrzeń, a nie tylko twoja dłoń przez czas i przestrzeń! Ale to nie wszystko! Nasza planeta porusza się po elipsie wokół słońca z prędkościami wielkości dziesiątek km/h, a samo słońce zakrzywia czas i przestrzeń o wiele, wiele, wiele silniej niż nasza planeta, dlatego ruch czasu i przestrzeni przez twoją dłoń nie koniecznie skierowany jest w kierunku środka ziemi, ale posiada pewne odchylenie. Jest to odchylenie czasu także! No ale to jeszcze nie wszystko! Bo nasza gwiazda, ciągnąc za sobą planety jak kulig śnieżny porusza się wokół masywnej czarnej dziury w środku naszej galaktyki, z prędkościami w granicach setek tysięcy km/h! A sama galaktyka podróżuje przez przestrzeń względem innych galaktyk z jeszcze większą prędkością, a co najlepsze to wszechświat rozszerza się z prędkością być może większą od prędkości światła, i dalej idzie bezwzględne położenie naszej galaktyki też, naszej gwiazdy i naszej planety, a na niej twojej dłoni. To, co dla ciebie jest wystająca przed tobą, stabilnie i spokojnie dłonią tak naprawdę jest obiektem poruszającym się z prędkościami większymi niż setki tysięcy kilometrów na godzinę! Tak poruszamy się przez czas i przestrzeń, a obiektywnie czas nie jest nawet dla nasz mierzalny. Prędkość, z jaką się poruszamy, oraz masa otaczających nas obiektów mają wpływ na upływ czasu. My ludzie przyzwyczailiśmy się do w miarę stałego upływu czasu i zredukowaliśmy go do sekund czy milisekund opierając się na podróżny naszej planety wokół własnej osi i wokół słońca. Ile takiego czasu zajęło ci przeczytanie tego akapitu? Ile czasu i przestrzeni przemierzyłeś właśnie w tym czasie? Dziesiątki, a może i setki kilometrów. Prawda jest taka, że nie mamy ani takiej wiedzy, ani takiej technologii, żeby mierzyć czas obiektywny. Poza tym czas nie jest stały w całym wszechświecie, istnieje opcja, że są miejsca, gdzie wszechświat jest jeszcze młody — ale napisanie tego, że "teraz" istnieją byłoby bardzo dużym błędem! 

Czas subiektywny: Tak jak pisałem wyżej są to nasze sekundy, minuty itd. Można sobie kupić zegarek z kalendarzem, albo wyciągnąć komórkę z kieszeni i możemy go sobie dowolnie mierzyć, patrzeć na niego i zastanawiać się nad jego upływem. 

Czas jeszcze bardziej subiektywny: Czas, jaki odczuwamy i jak on nam upływa jest różny dla każdego. Na pewno znacie ten przykład, że kiedy ma się do zrobienia coś, co jest nieprzyjemne czas dłuży się, a kiedy świetnie się bawimy czas płynie szybko. Nie musi być to prawda dla każdego, ale prawdą jest, że zwyczajnie zajęci czymś nie zauważamy jego upływu. Co najważniejsze jednak w tym temacie to, to jak bardzo boimy się wolno upływającego czasu, co czujemy myśląc o czasie wolno upływającym i jaki mamy do tego stosunek. Zaczynając jakąś metamorfozę, większy projekt związany ze swoim życiem z reguły upatrujemy się na jakiś odległy cel w odległym czasie. Ludzie jednak nie są stworzeni do mierzenia odległego czasu ani też odczuwania go. Nasza zdolność percepcji, postrzegania czasu, odczuwania go jest ograniczona do obecnej mijającej chwili. Czas długodystansowny jesteśmy w stanie zauważać po jego efektach ale go nie odczuwać. Planując cokolwiek na przyszłość nie będziemy odczuwać przesuwającego się czasu w dniach, tygodniach czy miesiącach będziemy tylko zauważać jego efekty, a odczuwać będziemy momenty w jakich obecnie się znajdujemy. 

Ale po co o tym piszę? O tym później.

3. Mit motywacji.

Motywacja, motywowanie się itd. To chyba najgłupsze rzeczy jakie w życiu słyszałem. Sam przez większość czasu mam zerową motywację, a czasami humor graniczący z poczuciem przygnębienia i depresji - mimo wszystko udaje mi sie osiągać moje cele. Ba! Nawet jako mały nihilista nie widzę większego filozoficznego sensu w tych zmianach, a jednak robię to. 

Dlaczego motywacja jest głupia? Bo nie dla każdego zadziała, są ludzie bardziej podatni na motywowanie się i są ludzie, którzy mają to totalnie w dupie. Istnieją ludzie którym wykrzyczysz trzy raz w twarz: "Jesteś zwycięzcą!", a oni podejmą walkę w emocjach, a są ludzie, którzy cię totalnie wyśmieją. Wszystkich jednak dotyczy jedno: Motywacja w końcu im zaniknie, a wstępne opieranie się na właśnie tym czynniku może prowadzić do rychłej porażki. 

Przykład? Rzucanie porno. 

Samo porno działa na mózg trochę jak narkotyki. Naukowcy sprawdzili swoimi skomplikowanymi aparatami mózgi mężczyzn oglądających jak porno i wynik był tylko jeden: świecą jak choinka. Tak samo poziomy hormonów takich czy owakich były niewyobrażalnie wysoko. Niektóre z tych wyników można porównać tylko do narkotyków. Porno ma totalnie silny wpływ na umysł i ciało mężczyzny (w przypadku kobiet są to romantyczne filmy). Zrywanie z tym nałogiem skończy się zawsze, ale to zawsze totalnym, mega dołem i zapaścią - co znawcy nazywają "flatline". Płaska linia ma obrazować linię która wskazuje śmierć pacjenta podczas reanimacji. Znacie to na pewno z filmów. 

Kiedy przychodzi ci do głowy pomysł rzucenia i walki z tym to masz w sobie tonę motywacji. To działa jednak do pojawienia się pierwszych objawów flatline. Bo kiedy tylko twój mózg zacznie pompować dopaminę zmuszającą cię do wstukania na klawiaturze swojej ulubionej strony z gołymi cyckami przestaniesz czuć totalnie jakąkolwiek motywacje. Pozostałe rejony mózgu, przyzwyczajone do świecenia jak choinka dadzą ci tak w dupę, że odechce ci się oddychać i kompletnie zapomnisz co to jest motywacja. Ba! Można nawet dostać trwającej tygodniami gorączki, ze względu na odpowiedź układu odpornościowego - bardzo dużo mężczyzn, w tym ja, raportowało taki właśnie stan rzeczy podczas pierwszych miesięcy zrywania z pornografią. Także przygotowując się do rzucenia tego haniebnego nałogu należy założyć, że dostanie się depresji na poziomie mocy 3000. 

Podejmowanie w tym wypadku walki opartej tylko i jedynie na motywacji, zawsze, ale to zawsze spełznie na niczym. 

Inne przykłady to np. ćwiczenia itd. Oczywiście można odwrócić kotka ogonem i spróbować motywować się poprzez cierpienie. Znacie to? Jeśli ćwiczysz, to mięśnie bolą, jeśli mięśnie bolą znaczy, że robisz wszystko dobrze. To całkiem skuteczne ale w końcu mięśnie przestaną cię boleć i zaczniesz czuć się świetnie ze swoimi ćwiczeniami - co wtedy? 

Motywacja jest fajnym dodatkiem ale nie wolno, nigdy nie wolno traktować jej jako podstawy swoich działań. 

4. Zniosę każde cierpienie jeśli będzie ono miało sens.

Znacie oczywiście mit o Syzyfie? Wszyscy, których znam współczują syzyfowi, mówią, że biedak ma przejebane życie po życiu. Codziennie musi wtachiwać na górę kamień, który i tak spadnie. Mamy nawet taki idiom oparty na tej histori, mamy powiedzonka. Wszystko jednak stawia to co robi Syzyf w negatywnym świetle. A co by było gdyby Syzyf miał jednak w tym jakiś cel? Zastanówcie się. Co jeśli Syzyf miałby w tej codziennej, monotonnej, nudnej jak szlag pracy cokolwiek, coś co by sprawiało, że to całe cierpienie ma sens? Jakikolwiek sens, niech robi to dla fajnych mięśni, albo dla swojej kobiety, albo niech ratuje biedne dzieci - co myślicie? Z biedaka Syzyf staje się bohaterem, z cierpiętnika staje się człowiekiem czynu.

5. "Sztuka bycia nielubianym"

Co zrobić żeby mi się chciało? Spłycę myśl filozoficzną Adlera do kilku prostych zdań; Jeśli chcesz wiedzieć więcej to punkt ten odsyła cię do książki o takim tytule. Adler był Austryjackim psychologiem, znajomym Freuda i Junga - uczęszczał też na ich wykłady ale nie zgadzał się z nimi praktycznie nigdy. Jung i Freud twierdzili, że twój obecny stan psychiczny jest wynikiem zdarzeń z przeszłości i żeby go naprawić należy "rozliczyć się" z nimi. Adler powiedział coś zupełnie innego: "Twój obecny stan psychiczny, moze i jest wynikiem zdarzeń z przeszłości ale to ty podjąłeś taką decyzję, że wszystko co czujesz czujesz.". Oczywiście wszyscy Adlera wysmiali i calutka współeczesna psychologia opiera się na dwóch pozostałych panach, a ten trzeci pan Orzeł (Adler to po Niemiecku orzeł), odszedł w zapomnienie. Jakiś czas temu jednak dwóch japończyków postanowiło zbadać jego książkę "Psychologia indywidualna" i odkryli w niej bardzo wiele mających sens rzeczy.

Co więc takiego odkrywczego tam jest: Adler twierdzi, że każdy człowiek powinien wziąć 100% odpowiedzialność za jego wycinek czasoprzestrzeni i nigdy ale to przenigdy nie obwiniać innych ludzi o to co dzieje się w jego życiu. Jeśli więc ktoś mnie obraża to zamiast czuć się obrażony i być smutny powinienem wziąć odpowiedzialność za te uczucia i emocja oraz zrozumieć, że to ja je wybrałem. Następnym razem jak ktoś mnie obrazi nie uda mu się mnie zranić. Ale nie tylko o to tutaj chodzi, cała nasza osobowość, charakter, to jacy jesteśmy, wady i zalety wybieramy sobie my sami i tylko my sami możemy mieć na nie wpływ. Adler twierdził, że ludzie mają o wiele większy wpływ na swoje emocje niż sami uważają i zauważają. Jedyne czego nam brakuje do pełni szczęścia to po pierwsze zrozumienia tego, że sami wybieramy świat w jakim żyjemy po drugie odwagi aby to zmienić. Bardzo trudno wam to pewnie zaakceptować? Jak zgwałcona kobieta może brać odpowiedzialność za takie zdarzenie? Jak ktoś komu umarło dziecko w wypadku może brać odpowiedzialność za coś takiego? Itd. Itd. Itd. Istnieje bardzo dużo skrajnych i budzących emocje przykładów, które można wykrzyczeć w twarz komuś mówiacemu takie relewacje jak ja teraz tutaj piszę, jednak w efekcie nic z tego nie zmienia wciąż dalej mojej filozofii. Każdy komu zdarzyło się cokolwiek, nieopisywalnie złego w życiu może wziąć odpowiedzialność za swoje emocje i to jak reaguje na taką sytuację. Jest to bardzo, bardzo trudna droga ale bardzo, ale to bardzo skuteczna. 

Od czego zacząć? Od prostych rzeczy. Zawsze kiedy zdarzy się wam coś nieprzyjemnego, po czasie próbujcie się nad tym zastanowić i poszukać gdzie leży granica waszej odpowiedzialności za wszystkie uczucia jakie macie. Ktoś na was zatrąbi co was wkurwi. Ktoś zachowa się niewłaściwie co was wkurwi. Ktoś was zasmuci itd. Za każdym razem, za każdym jednym razem jeśli dotyczy to was, możecie wziąć za to odpowiedzialność - ale pytanie brzmi czy macie odwagę? Czy macie odwagę tak myśleć? 

6. Kolejny krok.

Dlaczego ludziom się chce? Myślę, że wiele osób na świecie osiąga sukcesy niezauważenie, w sposób totalnie nie wymagający jakiejś większej filozofii. Zaczynają coś robić, przyzwyczajają się do tego i robią to, robią aż w końcu osiągają na tym polu sukces. Nie każdy człowiek jest jednak zdolny do takiej maszynowej pracy, maszynowego życia dostosowanego pod pewne przyzwyczajenia. Mimo wszystko ludzie tacy najczęściej w sytuacjach, kiedy muszą być elastyczni nagle zmieniają się z geniuszy w debili. 

Jeśli jednak zrozumiesz, że odpowiedzialność za wszystko czym jesteś leży w twoich rękach, przestaniesz obwiniać rodziców, polityków, swoich byłych partnerów, pracę, szefa, kolegów, innych uczniów i w ogóle jakichkolwiek innych ludzi oprócz samego/samej siebie. Jeśli zdobędziesz się na odwage powiedzenia sobie: "To wszystko moja wina", a przy okazji zdobędziesz się na odwagę pomimo tej winy podjąć działanie to jesteś na dobrej drodze. Jeśli dodatkowo zrozumiesz, że nie warto myśleć o tym całym upływie czasu, bo nawet nie umiemy tego tak czuć, że warto skupiać się i całą swoją uwagę tylko i jedynie na dniu dzisiejszym, na teraz, na tym momencie, nie wybiegać myślami w przyszłość, nie zastanawiać się ile to jeszcze potrwa. Jeśli w końcu zrozumiesz, że to co masz do zrobenia jest dość łatwe, że właściwie to musisz tylko wziąć ten metaforyczny kamień, dzisiaj i go tam wtachać na górę. Bo to łatwe wtachać kamień, czy nie? Łatwe. Proste. Jeśli zrozumiesz, że totalnie nie powinna cię obchodzić jakakolwiek motywacja, że ona nie istnieje, nie podejmuj wielkich planów, nie podejmuj się budowania piramid, podejmuj się tylko i jedynie tachania tego jednego kamienia, teraz - niczego więcej. Weź odpowiedzialność za wszsytko co czujesz, za wszystko czym jesteś. Jeśli zrobisz to wszystko to też ci się będzie chciało. 

7. To będzie nieprzyjemne

Tak będzie to nieprzyjemne. Wiecie jak bolą mnie cycki? Wiecie jaki jestem napalony? Wiecie jak bardzo się boję? Wiecie jak mocno mi się chce? Nie chce mi się i nigdy mi się nie chciało. Nie chciało mi się nawet przez moment. To jest nieprzyjemne jak szlag, bo ten pierdolony kamień ciągle spada, to wkurwia, to męczy, to tak bardzo dobija. Mam depresję za depresją. Codziennie jestem zdemotywowany, codziennie niecierpię tego robic, niecierpię! NIECIERPIĘ KURWA! Czasami aż mnie nosi z tych nerwów. Nie lubię pisać też tego bloga, wstyd mi za wszystko co tu napisałem. Czuję, że macie mnie za debila i jest mi przykro, że nie umiem być inny niż jestem. To boli, piecze, pali, a ja się boję i chcę się schować gdzieś gdzie jest cieplutko i milutku i czuję się bezpiecznie. Ale wiecie co? Mimo to mi się chce. Chce mi się. Nie mam nikogo kto mnie motywuje, nikt mi nie mówi "Dasz radę, wierzę w ciebie", nie mam się do kogo przytulić jak mi smutno, nie mam się komu wygadać. Ale wiecie co? Chce mi się. Przestałem nawet wierzyć w jakiś większy cel. Ten cały plan to jeden pierdolony miszmasz, bezsens, jakieś bzdury. A mimo to dalej mi się chce. Chce mi się bo jestem odpowiedzialny za każdą sekundę swojego życia, za każdą myśl, każdą emocje, każde uczucie, chce mi się bo jak tylko czuję strach to idę mu naprzeciw, chce mi się nie dla efektów, nie dlatego, że ktoś mówi mi "O tak! Jesteś super seksowny teraz i w ogóle taki manager!" - chce mi się bo kocham samego siebie. Nie obchodzi mnie, że ktoś inny mnie kocha, nie obchodzi mnie, że nikt mnie nie kocha. Ja kocham siebie. Dlatego mi się chce. Rozumiecie? Jesteście odpowiedzialni za to czy sami siebie kochacie, jak się nie kochacie to wasz pierdolony problem, niczyj więcej.

Nara, kocham was!