Mam kurwa dosyć!

 Ten wpis będzie bardzo emocjonalny, nie zalecam czytania.


Mam dosyć tej pierdolonej diety! Kurwicy dostaje jak widzę jedzenie, a jeszcze większej kurwicy dostaję jak się poddaję i czasami coś zjem. Wkurwiają mnie moje wymówki, takiej pizdy "mam zły humor", "dałem już radę tyle wytrzymać" i inne gówna. Wkurwia mnie wszystko, co związane z tą dietą, a szczególnie to, że muszę się cały czas pilnować, cały czas trenować siłę woli. Cały jebany kurwa czas! Nie mam chwili wytchnienia, bo nawet jak jem, albo pozwolę sobie na coś to już planuję kolejne kroki. Mam kurwa dość, wolałbym wpierdalać wszystko, co wlezie i mieć w dupie, że jestem grubą jebaną świnią. Ciągle mam zły humor, nie mam ochoty na ludzi i wkurwia mnie to, cały czas, nieustannie, rano i wieczorem wkurwia i wkurwia. Nie cieszę się na to jak wyglądam, bo ciągle uważam, że jeszcze za słabo, jeszcze za mało. Ciągle tylko widzę negatywy. Mam kurwa dosyć!


Mam dosyć tej abstynencji seksualnej i braku pornosów! Nosi mnie po ścianach kurwa, jestem ciągle napalony i wkurwiony! Cały jebany czas! Jak tylko widzę jakąś kobietę, która mi się podoba od razu czuję to w majtkach. Stoi mi jak mnie jakaś przytula albo za blisko stoi. Co z tego, że nie oglądam porno? Pornosy mam cały czas w wyobraźni, są ciągle w mojej głowie. Kurwicy dostaję od tego gówna. Strasznie mnie to wkurwia! Jak sobie wyobrażam ile jeszcze muszę przejść, ile jeszcze muszę wytrzymać to zwyczajnie klękam w duszy i nie wierzę, że dam radę. Przestaję w to wierzyć co wkurwia mnie jeszcze bardziej! Kurwa! 


Mam dość tęsknoty za pierdolonym kotem! Wkurwia mnie to, że jebany kot sobie poszedł i że go nie znalazłem. Czuję się winny tego jebanego gówna! Ciągle zarzucam sobie, że mogłem jej nie wypuszczać i żaden sensowny argument do mnie nie przemawia. Tęsknie za nią, szukam jej po całym domu, ciągle patrze tam gdzie spała. Wkurwia mnie, bo to tylko kot, wiecie tylko kot, a jednak czuję się jakbym znów stracił kogoś ważnego. "Nauka odpuszczania" - w chuju mam taką naukę! Pierdolę taką naukę! Jak można nie tęsknić, jak można nie cierpieć z takiego powodu? Co ja jestem mnich buddyjski? Pierdolę mnichów buddyjskich i tego jebanego kota. To nie boli cały czas, to boli za każdym razem kiedy szukam kota. Jak wstaję rano myślę tylko o tym, żeby dać jej jedzenie, ale jej już nie ma i... mam dosyć kurwa! 


Wkurwia mnie, że wszyscy dookoła piją i się przy tym dobrze bawią! "Nie pij alko, bo to nie zdrowe" - a potem patrzysz na tych ludzi, którzy świetnie się bawią, popełniają tysiące błędów, patrzą na ciebie jak na jakiegoś zjeba, kosmitę, bo nie pijesz i cały czas tylko stoisz ze szklanką wody. Wszyscy myślą, że jesteś pojebany, pierdolony psychopata. Niby ci gratulują, ale kompletnie, całkowicie nie kumają. Nikt nie jest po mojej stronie. Wkurwia mnie to, nie to, że mam ochotę się napić, bo nie mam, ale wkurwiają mnie ludzie dookoła, którzy to robią. Cały czas muszę trzymać się sztywno, trzymać fason... mam kurwa dosyć!


Wkurwia mnie ta nowa praca! Ojezu jak mnie to gargantuicznie wkurwia! Próbuję kochać ludzi, podchodzić do nich z miłością, ale oni mnie zwyczajnie, bez przerwy, bezapelacyjnie wkurwiają. Jest tam co najmniej z pięć osób, którym bym ze szczęściem w sercu wyjebał z zęby i patrzył jak wiją się w bólu na podłodze! Czasami sobie wyobrażam, że walę komuś w ryj i on krwawi po ścianach... ja pierdolę. Oni tak cholernie nie mają pojęcia o tej robocie, tak cholernie są nudni i się opierdalają, chwalą się ciągle jacy to oni nie są zajebiści, a ja zaciskam zęby i siedzę cicho jak myszka. Bo nie umiem się chwalić tym jak jestem zajebisty i wcale nie czuję się zajebisty, chociaż obiektywnie to odpierdalam tam kurwa z 10 razy więcej niż ktokolwiek. Już teraz, już w trzeci dzień. Poza tym wszystko jest takie elegenackie, takie... nie w moim stylu kurwa! W chuj mi nie pasuje to miejsce i czuje się jak tania kurwa, że robię to za pieniądze. Wcale nie daje mi to szczęścia, że super zarabiam i jestem managerem i nigdy nie dawało. Mam tego kurwa dosyć. 


Jest mi smutno, bo czuję się samotny, nie lubię tego uczucie samotności. Wcale nie jest fajnie być samotnym wilkiem, tęsknię za jakimś związkiem, za miłością za kimś, kto jest ze mną. Wkurwia mnie jednak jeszcze bardziej, że wcale nie wierzę, że to możliwe, bo wiem, że wszystko się kończy i rozpada i ludzie odchodzą i umierają. Idealizuję stare związki i nie wierzę w nowe — co to za festiwal pojebania? Ciągle poznaje nowych ludzi, ale nie mogę poznać nikogo kto by w jakikolwiek sposób do mnie pasował. Jestem taki niedopasowany, taki dziwny, mam tak najebane w głowie, moje myślenie jest tak kompletnie inne od wszystkich tych ludzi — tak cholernie często brakuje mi Aury, bo to do dziś była jedyna osoba, która to rozumiała i w jakiś sposób kochała. Od kiedy ona nie żyje mam kurwa dość, mam dość, mam tak bardzo kurwa dość wszystkiego. Mam dość tego, że ona była tak wyjątkowa, taka jedna na kilkanaście miliardów. Nigdy nie znajdę drugiej Aury i wiem, że powinienem przestać szukać, przestać próbować, ale robię to automatycznie — szukam w kobietach cząstki jej. Ale żadna kobieta, którą poznałem nie jest ani tak inteligentna, ani tak kreatywna, ani tak zabawna, ani tak mnie nie rozumie. Nie tęsknie za Ju, byłą żoną, Magdą ani żadną inną laską —  ale tęsknię za Aurą i nie umiem przestać. Wkurwia mnie to, że nie umiem sobie tego odpuścić, że nie umiem zrozumieć, że ona nie żyje, nie ma jej nie istnieje więcej. Wymazała się kurwa z tego świata. Wkurwia mnie to, że to zrobiła, że nie zabrała mnie ze sobą, że mi nie powiedziała... rozumiecie? Kurwa! Nie wiem, co zrobić, bo przez to żadna kobieta, nikt kogo poznaje nie zdaje mi się atrakcyjny na tyle, żeby mi się coś z tą osobą chciało dalej zrobić, to mnie blokuje. Kocham Aliyah, ale absolutnie nie tak jakbym chciał kogoś kochać — szczerze mówiąc to nie odzywałem się do niej od piątku chyba i jakoś dalej mi się nie chce. Oddałbym każdą rozmowę, z każdą kobietą za jedno zdanie z Aurą... oddałbym wieczność z każdą kobietą na świecie za jedną minutę z Aurą. Wkurwia mnie to, że ona nie żyje mam tego dosyć, że jej nie ma, że nie mogę do niej napisać ani nic przeczytać od niej. Wkurwia mnie to, że nie mam kogo tak jak jej uwielbiać, tak idealizować. Wkurwia mnie i mam dosyć tego! 


No to się rozpisałem... Tak mam dosyć, ale to nie znaczy, że zrezygnuję z diety, albo abstynencji jakiejkolwiek. Mam dość na maksa! Może z tej pracy zrezygnuję, bo serio nie umiem się tam odnaleźć, nie ma tam co robić, wszyscy noszą nos wysoko. No ale nie wiem, nie chcę podejmować decyzji w emocjach. Z tym że dlaczego miałbym 5 dni w tygodniu przychodzić do pracy, która mnie wkurwia? Pewnie większość z was tak robi, bo [wstaw ważny powód] - fajnie, że z ważnego powodu marnujcie sobie życie, bo życie to czas, nie ma żadnej innej sensownej waluty, nie ma nic co jest ważniejsze od czasu. Jeśli wasz, i mój czas, przez większość czasu nie będzie wartościowy, to zjebaliście i ja zjebałem. Rozumiecie? Nie ma pieniędzy, nie ma rzeczy jest czas. W tym kraju (Niemczech) wcale nie trzeba dużo zarabiać, żeby normalnie żyć, ale można mieć fajną pracę, z fajnymi ludźmi. Muszę to poważnie przemyśleć. 


I nie bierzcie tego tak mocno na serio, to tylko emocje. Musiałem to z siebie wyrzucić. Kocham was mimo to, że nie istniejecie :*