Sorry buddyjscy mnisi

Opowiem wam o zwalczaniu demonów i dlaczego mi z tym dobrze.


Zapaliłem dzisiaj papierosa i to nie jednego, bo aż trzy! Pomyślicie sobie, że chyba jestem już totalnie upośledzony, tak? Pewnie jestem, ale mam to w dupie, bo dobrze mi z tym. Nie paliłem 7 lat! Tak przed 7-mioma laty zapaliłem ostatniego i od tamtej pory nic. Wcale jednak nie chciałem rzucić. Opowiem wam tę historię.


Siedem lat temu moja mama popełniła samobójstwo, a dokładniej mówiąc powiesiła się na klamce. Dlaczego to zrobiła? W sumie do dzisiaj nie wiem, mogę się tylko domyślać. Nie zostawiła listu pożegnalnego, ale zostawiła 4 rzeczy, trzy z nich leżały obok jej ciała jak ją znaleziono. Pochowaliśmy ją z tymi rzeczami. Pierwszą z nich było zdjęcie moje i mojego brata jak byliśmy mali. Drugą z nich był mały pluszowy misiek — prezent, który dostała od swojego faceta. Trzecią z nich był papieros — zabawne, bo to nie o tego papierosa chodzi! Ostatnią z rzeczy, i to zostawioną nieumyślnie, był na wpół wypalony papieros w palarni (mieli taką palarnię w ogródku). Jak tylko pojawiłem się na miejscu zdarzenia byłem no wiecie totalnie, ale to totalnie rozjebany. Mama mi się zabiła. No co miałem zrobić? Jak tylko zabrali jej ciało to od razu nalałem sobie pełną szklankę wódki i wypiłem ją jakby była wodą. Piłem tak i paliłem w tej palarni gapiąc się na tego kiepa. Nie wiem co mi się stało z psychiką wtedy, ale pamiętam, że byłem już nieźle nawalony i ten papieros, na wpół wypalony, jej ostatni papieros zwyczajnie rył się w moich myślach... wtedy zwymiotowałem. Za każdym następnym razem jak tylko próbowałem podnieść papierosa do ust to zbierało mi się na wymioty. Nie mogłem palić, mimo że bardzo chciałem. Około tygodnia później zrezygnowałem ze wszelkich prób palenia, także mój ostatni w pełni wypalony papieros to był właśnie ten tam w palarni, tam, gdzie ona wypaliła swojego ostatniego. 


Wiele rzeczy swoim życiu chciałem rzucić i rzuciłem. Zawsze byłem dumny z rzucenia alkoholu, zerwania z obżeraniem się czy oglądaniem pornosów, ale palenia nie chciałem rzucić nigdy. Nie paliłem, bo za każdym razem jak tylko próbowałem czułem w gardle ten ścisk, ten, który mówi mi "weź to do ust, a wydobędziesz z siebie wodospad rzygowin". Jakiś czas później byłem z Olą (taką jedną) nad jeziorkiem i ona poprosiła mnie, żebym jej odpalił papierosa, zrobiłem to, ale bez zaciągania się i co? I prawie się porzygałem. 


Przerzuciłem się na e-papierosa i od lat używałem tylko tego, we wszystkich możliwych kombinacjach, wariantach etc. Nigdy tego nie lubiłem za bardzo, nigdy nie sprawiało mi to takiej przyjemności i zawsze, od pierdolonych 7 lat marzyłem, żeby zapalić papierosa. 


Minęło dużo czasu. 


Wiecie to nie palenie było dla mnie trochę takim demonem, czymś, co mnie trzymało gdzieś tam głęboko w psychice. Nie miałem odwagi nawet spróbować zapalić. Rzucenie z takiego powodu jak ja rzuciłem wcale nie jest dobrym sposobem na rzucenie — możecie mówić, że jednak mimo wszystko wyszło mi na zdrowie. Nie do końca, bo od kiedy mnie ten demon trzymał coś było ze mną inaczej. Nie umiem tego dobrze wyjaśnić, ale było inaczej. Było ze mną źle. 


Dzisiaj byłem wkurwiony, ale jak? Dawno nie byłem tak wkurwiony jak dzisiaj. Z tym że to wkurwienie było inne niż zwykle. Nie zatykało mnie w gardle, nie trzęsły mi się ręce to była taka złość, sprawiedliwa złość. Byłem zwyczajnie tak wkurwiony, ale motywująco, chciało mi się działać. Poszedłem z tego wkurwienia na bardzo długi spacer i na tym spacerze przeszło mi przez myśl, że może już czas zamknąć ten rozdział, pokonać demona, który we mnie siedzi. Zastanawiałem się jak to zrobić i doszedłem do wniosku, że muszę zapalić. Nie dlatego, że chcę palić, bo już od bardzo dawna nie czułem takiej potrzeby, ale dlatego, żeby udowodnić sobie, że znów jest normalnie, że już nie będę rzygał, że w końcu należy iść do przodu, że teraz muszą nadejść zmiany. To dla mnie naprawdę bardzo duży i bardzo ważny krok. 


Noah miał jakieś papierosy. Jak wróciłem do domu poszedłem do niego i usiadłem przy nim. Gapiłem się na tę paczkę papierosów ze dwie godziny. Czułem potworny strach. Nie odezwałem się do niego, nic nie mówiłem, ale myślałem o tym. W końcu zrezygnowałem, pomyślałem sobie: "Tak będzie zdrowiej", wstałem i wyszedłem. Zrobiłem kilka kroków na balkonie i pomyślałem sobie: "O nie ty pizdo jebana, pisałem, że mam dość tak wielu rzeczy dzisiaj, obraziłem mnichów, ale tak naprawdę mam dość ciebie, od kiedy umarła ci mama jesteś pizdą.". Wszedłem do pokoju Noah znów i wziąłem jednego papierosa. On patrzył na mnie dziwnie i zapytał co ja odpierdalam. Powiedziałem mu, że chcę zapalić. Zaskoczyłem go. A wiecie, zaskoczenie go nie jest łatwe! Powiedział do mnie: "To zapalę z tobą". Wyszliśmy na balkon, wziąłem papierosa do ust. Czułem potężny strach, ale potarłem zapałką o draskę i zapłonął ogień. Przyłożyłem to do końca papierosa i pociągnąłem. Nie zaciągnąłem się od razu. Nie. Najpierw wziąłem trochę dymu do ust. To mnie przeraziło, ale i bardziej zmotywowało. I w końcu wziąłem porządnie dym do płuc...


Wolność! Wolność! Nie miałem ochoty rzygać! Wolność! Po tylu latach. Spaliłem tego papierosa, a potem następnego i następnego i wiecie co? Pierdolcie się z tymi waszymi morałami. Wolność! Demon wyszedł ze mnie! Nie ma go! Rozumiecie to? Nie ma go! 


Teraz jak rzucę palenie to zrobię to z własnej woli. Nikt i nic nie będzie mnie zmuszać. A teraz idę zapalić znów, bo to zajebiste uczucie! 


Kocham was mój braku czytelników! 


PS> Nie palcie papierosów, bo to nie zdrowe, ale jakbyście chcieli kiedyś komuś udowodnić, że palenie może mieć dobre strony użyjcie tej historii.