Pożegnanie kota

Cóż ten moment musiał nadejść, byłem na to przygotowany. Kot zniknął i się nie pojawił, szanse na to, że żyje są znikome. Myślę, że zrobiła to specjalnie... w sensie,  jakoś tam to zaplanowała, bo w nocy przed zniknięciem zachowywała się co najmniej dziwnie. Położyła się tam, gdzie najczęściej siedzę i jak przyszedłem to dała się pogłaskać, popatrzyła na mnie i wyszła — nigdy tak nie robiła. Już nie wróciła. Przeszukaliśmy z Noah całą okolicę, w granicy około kilometra, sprawdziliśmy każdy skrawek ziemi, każdą dziurę, każdy pojemnik, wszystkie możliwe fora, schroniska dla zwierząt. To było jakiś tydzień temu. Do dzisiaj miałem nadzieję, ale już ją straciłem. Pewnie zapytacie, dlaczego wypuszczałem kota? Od kiedy ze mną mieszka miała wolność wyjścia na zewnątrz. Czasami wracała trochę obita, czasami zajmowało jej to ze dwa dni, zanim wróciła, ale zawsze wracała. Myślicie pewnie, że jestem nieodpowiedzialny? Dla mnie nieodpowiedzialne jest nie pozwalać kotu żyć i zamykać go w domu z tak zwanej "troski" i "miłości". Szczerze mówiąc wolałbym cieszyć się jeden dzień wolnością niż żyć 50 lat w zamknięciu. 


Są oczywiście pozytywy: Nie muszę sprzątać i nie muszę kupować jej żarcia. Będzie mniej sierści, nikt mnie nie będzie wkurwiał w nocy śpiąc ze mną cały czas i chrapiąc (tak chrapała jak skurwysyn). No i na tyle pozytywów, bo właściwie to jest dziwnie, smutno i tęsknie. Brakuje mi tego małego skurwysyna, ale cieszę się, że miała tu naprawdę fajne życie i jestem z siebie dumny, bo dobrze o nią dbałem. Zdawała się być szczęśliwa. W zeszłym roku zachorowała na coś (znów) i trochę jej zajęło, zanim doszła do siebie, no ale byłem cały czas przy niej. Właściwie to już wtedy myślałem, że zdechnie, bo no było z nią źle. Kilka dni leżała bez sił na nic. 


Nie lubię dzielić się negatywnymi emocjami więc od dwóch dni dosłownie do nikogo się nie odzywam. Nie napisałem nawet jednej wiadomości do Aliyah i jakoś nie mam na to weny. To nie ma z nią nic wspólnego, ale myślę, że lepiej jak zostanę trochę sam i poczekam aż mi przejdzie. Ona to zrozumie, a i tak pewnie ma swoje sprawy. 


Teraz z innej beczki:


Miałem dzisiaj pojebany sen. Śniło mi się, ze jakiś koleś utopił się na basenie i ja byłem tam. Nie znałem typa, ale ratowniczka wciągnęła jego ciało na brzeg, posadziła na jakimś krześle i czekała chyba aż przyjadą jakieś służby. Gościu zaczął niesamowicie szybko się rozkładać (było lato i gorąco) i śmierdzieć. Najlepsze jest to, że w sumie miałem to w dupie, ale tak jebało, że się obudziłem. Okazało się, że sąsiedzi z dołu coś tam robili i jebało jak skurwysyn w całym pokoju. To jacyś bułgarscy Turcy, chuj wie co. 


Oraz z jeszcze kolejnej innej beczki:


Mam nową pracę. W czymś przypominającym państwową firmę to znaczy, nie jest to państwowa firma, ale na warunkach państwowej firmy, bo jest to w pewnym sensie miejsce pracy chronione jakimiś tam specjalnymi przepisami. Z tego powodu mam np. 30 dni urlopu w roku (na wstępie!), niezłą wypłatę, fajne stanowisko (coś tam coś tam kierownik), chronione miejsce pracy... no... ale... jest nudno jak cholera. Nudzi mi się tam maksymalnie. Gdzieś tam poznaje nowych ludzi i jest super. Wczoraj nawet poznałem dwie fajne dziewczyny, jedna to Koreanka druga jest z Albani — obie słodkie jak miód i już się lubimy. Mimo wszystko jednak dieta i kot dobijają mnie tak mocno, że serio nie mam ochoty na żadne romanse, chociaż muszę przyznać, że napięcie seksualne rośnie we mnie cały czas, nie jest to ani przyjemne, ani fajne, ani motywujące no ale wiecie: Per aspera ad astra. Czy coś tam. 


Nie mam nawet jakiejś większej ochoty na pisanie tego teraz, piszę, bo mam takie założenie i trzymam się planu, bo drogie dzieci, jakie jest nasze motto: 


Motywacja znika szybko, a jedyne co da nam sukces to wytrwałość! 


Taka nauka dla was: Nie opierajcie się na motywacji, bo ona jest gówno warta, jest chwilowa, jest jak budowanie związku na seksie: To nie zadziała. Opierajcie się na wytrwałości. Motywacja jest tylko fajnym dodatkiem, który czasami umila wkurwiające dążenie do celu.


Muah! Moi kochani nieistniejący czytelnicy! 


Ps: Mam ochotę wrzucić sobie na fejsa jakieś fajne foto, gdzie wyglądam zajebiście, żeby ludzie (kobiety) mieli większą ochotę wklikiwać się w mój profil i wchodzić tutaj. Byłoby śmiesznie co nie? Chyba to zrobię, bo to pojebany pomysł.